Rozdział 43, Oko Cyklonu...

58 12 0
                                    


W klasie grzmiało. Dopiero co jeden z nauczycieli ogłosił, kto z nich został wyznaczony na lidera. I wyszedł, mówiąc że do końca dnia mają wolne, zostawiając ich z tymi wiadomościami.

Oczywiście musiał nim zostać człowiek – Viriacius. Który teraz puszył się, otoczony wianuszkiem pochlebców.

Spojrzał z wyższością w jego stronę i uśmiechnął się lekko, ale wrednie. Loraralei aż się zagotował na widok tego wyrazu twarzy i z trudem powstrzymał grymas. Jednak Viriacius to zauważył i z błyskiem tryumfu w oczach spojrzał na górne ławki. Tam, gdzie siedział Lesshalee i jego ciemny. Wyraz twarzy młodzieńca natychmiast się zmienił, trochę tracąc na wyrazistości.

Loraralei odwrócił się w tamtą stronę. Lesshalee, jak to on, zachowywał się nie tak, jak się po nim spodziewano. Chociaż chyba należało się już do tego przyzwyczaić. On coś robił na swoim biurku, a ciemny z fascynacją patrzył mu na ręce. Lesshalee wystawił koniuszek języka dla większej koncentracji.

- Czy ci nie przeszkadzamy? – warknął Olatis, niezadowolony, że triumf przyjaciela nie został należycie doceniony.

- Nie, świętujcie dalej. Gratulacje... – odpowiedział jasny, po czym wziął to coś, nad czym pracował, w ręce. Nachylił się i szepnął kilka słów w dłonie złożone w łódkę.

- Pewnie, człowiek dowódcą... żadnego zaskoczenia – Olatis wysunął zaczepnie dolną szczękę.

- Bo kto powierzyłby dowództwo nad ludźmi uszastemu? – zapytał Lesshalee i podrzucił zawartość swoich dłoni w górę.

Nieduży, biały przedmiot zawirował w powietrzu i powoli, z trzepotem kartki papieru wylądował na ławce Loraralei.

Ten przyjrzał się uważnie, kiedy to coś znalazło się przed nim i zauważył, że to ptak, ze specjalnie złożonego arkusza pergaminu, z małą karteczką papieru na grzbiecie.

Loraralei i jego kuzyni spojrzeli na to ze zdziwieniem, a potem odwrócili się by spojrzeć na Lesshalee. Ten oparł łokcie na ławce, złożył dłonie w domek i oparł na nim brodę, uśmiechając się lekko.

- Co to jest? – Viriacius zmarszczył brwi.

- Gdyby przyleciało do ciebie, wiedziałbyś – odpowiedział jasny, nawet na niego nie patrząc.

Loraralei poczuł wyższość nad ludźmi, którzy zirytowali się i trochę pogubili. Sięgnął po karteczkę.

Pomimo iż ptak z papieru był misternie wykonany, charakter pisma na liściku był nieco krzywy i nieco chaotyczny.

"Nie przejmuj się stadem szczeniaków. Dostali kość i teraz muszą o tym poszczekać. Czy Jego Jasności wypada się przejmować takimi drobiazgami?"

Uśmiechnął się i natychmiast zniszczył kartkę. Wolał jej ludziom nie pokazywać, żeby się bardziej nie nakręcali. Wziął papierową rzeźbę w ręce i usiadł wygodniej, żeby się jej przyjrzeć. Ptak miał rozpostarte skrzydła i długi ogon, ozdobione magicznymi symbolami. Podrzucił go do góry, a ptak zatoczył nad nim kilka kręgów, po czym ponownie wylądował na ławce przed nim.

- Szpaner – ktoś z ludzi nie wytrzymał.

- To tylko drobny posłaniec. Nie wypuściłem wszystkich – odpowiedział Lesshalee.

- „Wszystkich"?

- Ich składanie jest dobre na cierpliwość i koordynację. Skoro mamy chwilę, zrobiłem kilka.

- Chwilę? Viriacius...

- Został dowódcą – wiemy. Obwieścili to nam, nie daliście nam zapomnieć nawet na chwilę... Teraz musi się tylko wykazać. Ja na jego miejscu zapytałbym starszych roczników, jaki jest zakres przywilejów i obowiązków.

Elf...ka?Where stories live. Discover now