Rozdział 47, Konsekwencje podjętych decyzji...

66 10 0
                                    


Loraralei obudził się na dźwięk wesołego głosu:

- Dobry ranek!

Po tym przywitaniu w sypialni Jego Jasności zapanowała właśnie jasność. Nie jakaś wyrazista, ale boląca głowa uznała, że wystarczająco, żeby w niej zakręciło się, chociaż Loraralei wciąż leżał.

- Jakiego demona...?! – rozległ się obrażony żeński głos skądś obok.

Loraralei zebrał się w sobie i obrócił głowę na bok. Obok niego, zakopując twarz w poduszce, leżała dziewczyna, okryta w zasadzie tylko swoimi długimi, jasnymi włosami. Kołdra ledwo zakrywała jej krągłe pośladki.

Jasny zerwał się do pozycji siedzącej i jednak z trudem przypomniał sobie wieczór dnia poprzedniego. Zdecydował się zaprzyjaźnić z Lesshalee... chyba mu to nawet wyszło, skoro teraz on stał uśmiechając się obok okna, które dopiero co odsłonił. Potem napili się... Lesshalee ostrzegał, że jeszcze trochę i zaczną zachowywać się nieprzyzwoicie... Nie raczyli posłuchać dobrej rady. Loraralei wciąż wyraźnie pamiętał, jak wyhaczył z tłumu piękną, jasnowłosą czarodziejkę, i jak ta na jego widok zaniemówiła. A później stworzyła ze szczęścia iluzoryczne, iskrzące się tysiącem diamentów, wielobarwne kwiaty, kiedy zrozumiała, że jest nią naprawdę zainteresowany. Później tańczyli... Później przyszła dziwnie pomalowana dziewczyna i pokłóciła się z jego wybranką... Lesshalee je jakoś pogodził...

Ciekawie, właściwie jak? Na oko było widać, że nie lubią się do szpiku kości... Później, chyba pili za pamięć jakiegoś zwierzaka... A potem? Co było potem?

Pamięć po kilku zgrzytach dopowiedziała, że sam wszystkich do domu zaprosił. I jeszcze częstował likierem... I jeszcze z odmętów tejże pamięci wypłynęły znaczące uśmieszki Lesshalee, kiedy Loraralei proponował likier. Wiedział. Skądś wiedział, chociaż mu nikt niczego nie mówił i telepatą też na pewno nie jest.

- To kac czy rozczarowanie własnymi czynami? – krzywy uśmieszek igrał na wargach Lesshalee.

- A ty co tu robisz? – Loraralei postanowił uniknąć odpowiedzi na to paskudnie celne pytanie.

- Przyszedłem obudzić, poleczyć jeśli trzeba i zaprosić na śniadanie.

- Dlaczego? – Jego Jasność zmarszczył brwi, trochę z bólu, a trochę z zamyślenia.

- Mimo wszystko, staram się dotrzymywać słowa. Obiecywałem się zająć, to się zajmuje.

Loraralei tylko z ukosa spojrzał na nagie kobiece ciało obok siebie.

- I jeszcze powiedz, co nie podobało ci się! – roześmiał się Lesshalee – Nawet na słowo honoru nie uwierzę!

- I nie powiem! – nachmurzył się Loraralei, zastanawiając się, jak coś takiego ukryje przed rodziną, w szczególności ojcem i przed narzeczoną.

- Ciszej proszę! – jęknęła dziewczyna – Mi i bez was w głowie dzwoni!

- Poleczyć? – zaoferował Lesshalee.

- A umiesz? To trudne... praktycznie niemożliwe... może jednak eliksir na kaca masz? – zapytała dziewczyna, z trudem podnosząc się z poduszki i wciąż nie otwierając oczu. Nawet nie pomyślała, żeby się zakryć. I Jego Jasność mógł sobie ponownie obejrzeć wszystko, czego w półmroku nie zobaczył i zapamiętać, co ulotniło się z pamięci wraz z alkoholem.

- Umiem, piękna, żaden problem – Lesshalee w mgnieniu oka znalazł się na łóżku. Bezczelnie, pomiędzy nocnymi kochankami. Loraralei z oburzenia nawet nie znalazł co powiedzieć, a Lesshalee delikatnie ujął w dłonie twarz dziewczyny i najprawdopodobniej zaczął leczyć.

Elf...ka?Where stories live. Discover now