Rozdział 11, Zaufanie...

80 13 2
                                    


Jednak Velyth nie chciał odpowiadać na to pytanie. Ale nie poddałam się!

- Nie musisz mówić wszystkiego, jak i ja nie powiedziałem – wzruszyłam ramionami i zagrałam na emocjach ciemnego – Ale jeśli mi nie ufasz...

Podziałało. Velyth przygryzł wargę, wbijając wzrok w ziemię, ale w końcu się odezwał:

- Zabiłem na rozkaz mojej Pani...

- Nie rozumiem, to źle, że posłuchałeś jej rozkazu? – zmarszczyłam brwi.

Westchnął ciężko, jakby miał wskoczyć w przepaść i powiedział:

- Na rozkaz Pani zabiłem dziewczynkę... Była jeszcze mała, ale w przyszłości mogła zagrozić mojej Pani...

Dalej szedł koło mnie, ale wyczułam, jak napięły się jego mięśnie pod ubraniem. Wydawało się, że czeka na cios ode mnie.

- Velyth, popraw mnie, jeśli coś źle rozumiem: musisz wykonywać WSZYSTKIE rozkazy swojej Mrocznej Damy? – mroczny, nie patrząc na mnie, skinął głową – Więc, nawet kiedy ona kazała ci złamać prawo, nie miałeś prawa jej odmówić? – odpowiedzią było kolejne skinięcie – Czyli miałeś wybór – posłuchać i zostać wygnanym, lub nie posłuchać i zostać wygnanym albo zabitym na miejscu, przez twoją Panią? – odpowiedzią było milczące skinięcie, przepełnione poczuciem winy.

Mimowolnie przeklęłam te mroczne suki, które doskonale wiedziały, jak postawić wiernego sługę na egzekucji pod ścianą. I tak naprawdę nie zastanawiając się, jak to zostanie odebrane, zatrzymałam się i uścisnęłam Velyth, w niedźwiedzim uścisku, mówiąc:

- Nawet nie próbuj pielęgnować poczucia winy! To nie twoja wina, i zrobiłeś dokładnie to, czego od ciebie oczekiwano!

Cofnęłam się, czując nagłe zmieszanie, bo ni jak na faceta moje zachowanie nie ciągnęło (bardziej matka-kwoka!), odchrząknęłam i ochryple powiedziałam:

- To się nigdy nie wydarzyło.

Odwróciłam się i sztywnym krokiem ruszyłam przed siebie naprzód, taranem przez krzaki.

„Idiotka!" – skarciłam siebie w myślach.


* * *


Jednak Velyth nie chciał odpowiadać na pytanie Lexa. Za bardzo obawiał się jego reakcji.

- Nie musisz mówić wszystkiego, jak i ja nie powiedziałem – wzruszył ramionami jasny – Ale jeśli mi nie ufasz...

Velyth przygryzł wargę, wbijając wzrok w ziemię. Naprawdę nie chciał stracić zaufania jasnego, ale wydawało mu się, że odpowiedź bądź jej brak, będzie miała taki sam efekt. Zerknął spod oka na Lexa, który zamilkł i szedł obok w ciszy.

- Zabiłem na rozkaz mojej Pani... – Velyth odważył się w końcu odpowiedzieć.

- Nie rozumiem, to źle, że posłuchałeś jej rozkazu? – zmarszczył brwi Lex, a mroczny zrozumiał, że jasny orientuje się w kulturze ciemnych.

Westchnął ciężko, czując że jeśli nie spróbuje, nigdy się nie dowie, czy przyjaźń między jasnymi a ciemnymi jest naprawdę możliwa. Czy nie przerazi go fakt, że...

- Na rozkaz Pani zabiłem dziewczynkę... – powiedział, wpatrując się w ziemię – Była jeszcze mała, ale w przyszłości mogła zagrozić mojej Pani...

Szedł, spodziewając się ciosu. Obydwie rasy Uszastych czciły dzieci, jak dary od bogów, ponieważ nieczęsto ich kobiety zachodziły w ciążę. A podniesienie ręki na jeszcze małe dziecko...

Elf...ka?Where stories live. Discover now