Rozdział 112, Chwila wytchnienia oraz cierpienia

24 5 3
                                    


Spaliśmy krótko, by bardzo wcześnie wstać i wyjść. Teleportowaliśmy się, żegnani przez generała Garai i jego czterech dowódców, oraz kilku strażników na służbie. Seth tylko uśmiechnął się na pożegnanie.

Domyślałam się dlaczego. Żeby nikt nie pytał, kiedy się tak dogadaliśmy, że nas tak miło żegna. I w sumie dobrze, nikt nie musiał wiedzieć o chaosie jaki był w nocy... Albo raczej wiedzieć, kto go wywołał.

Enko przywitało nas gośćmi w sali z bramą, a ja po przybyciu na miejsce natychmiast ściągnęłam maskę i płaszcz, po czym zwinęłam to w tłumok który można nieść pod pachą. Podczas teleportacji iluzja Willow rozwiała się, więc podarta koszula i spodnie, do tego poplamione krwią stały się dla wszystkich widoczne.

Zaskoczona teściowa patrzyła na nas wielkimi oczami, ponieważ ze wszystkich, to ja wyglądałam najgorzej. Nie moja ochrona, nie mag bojowy, nie jej syn, tylko ja, Wielki Władca od siedmiu boleści...

Dlaczego ja zawszę kończę wyglądając jak menel?!

- Co się stało?! – Viessa pierwsza zadała to pytanie.

- Spadłem ze skrzynki – odpowiedziałam zgodnie z prawdą – A teraz wybaczcie, udam się na spoczynek, zmęczony jestem...

Podkreślając mój słaby stan, wyszłam kuśtykając. Jak już cierpieć i mieć zły wizerunek, to na całego. Niby to z własnej winy, bo na miasto nikt mnie siłą nie wyciągał... ale to jednak trochę uderza w godność, że prawie cokolwiek nie zrobię, kończy się jakoś tak... eh...

Dokuśtykałam do własnego pokoju, podtrzymując wizerunek kaleki, a już za zamkniętymi drzwiami, zrzuciłam z siebie wszystko i poszłam się moczyć a następnie szorować w wannie.

Kąpiel była boska i nawet mi się w niej przysnęło. Dlatego kiedy się nagle obudziłam, myślałam, że to dlatego, że woda ostygła. Jednak to nie było to.

„Lex! Lex! Lex!" – wesoło nawoływał mnie mój gryfek.

„Oh Echo kochanie... jesteś już? Wróciłaś?" – natychmiast zapytałam, wychodząc z zimnej już kąpieli i zawijając się w ręcznik.

„Tak! Tak! Tak! Chodź i zobacz! Musisz zobaczyć!" – sowogryf był wesoły jak nigdy i zachowywał się ponownie, jak małe dziecko, które żądało własnego imienia wcale nie tak dawno temu.

„Oczywiście przyjdę i cię zobaczę – zapewniłam – Stęskniłam się za moim gryfciem."

Dostałam wesołe ptasie skrzeki i popiskiwania w odpowiedzi.

Już ubierając się, zaczęłam się zastanawiać, czy słowo „zobacz" rzeczywiście odnosiło się do tego, że miałam mojego sowaczka zobaczyć, czy też zobaczyć coś ciekawego dla niej, co chciała mi pokazać.

Jednak stwierdziłam, że niech się wali, niech się pali, ale potrzebuję jeszcze trochę snu, ponieważ dość wyraźnie zmęczyłam się tak prostymi czynnościami, jak nakładanie ubrania, więc jednak stres i nocne eskapady musiałam odespać. Nawet nie byłam aż tak głodna, co zmęczona. Padłam na łóżko.

"Lex!" – Echo ponownie mnie zawołała.

Długo sobie nie pospałam.

"Tak... Już idę..." – wysapałam, z trudem zwlekając się z łóżka

"Tak długo idziesz!" – poskarżył się sowogryf.

"Wybacz, zaraz przyjdę..."

Przeklinając w myślach brak snu, wyszłam z pokoju i ruszyłam do wyjścia z mojego zamku. Mniej więcej wiedziałam, gdzie jest. Wciąż miałam latarnię nas łączącą. Musiałam wyjść w miasto, na szczęście nie daleko, tylko kilka ulic w głąb.

Elf...ka?Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora