Rozdział 52, Dziedzictwo...

75 9 3
                                    


Zostaliśmy odstawieni we trójkę do gabinetu rektora. Uniósł zdziwiony wzrok znad papierów na biurku, ale gdy nas zobaczył, natychmiast przybrał poważny wyraz twarzy.

- Dzień dobry – przywitałam się, po czym zwróciłam do czarodzieja – Dziękuję panu za dostarczenie nas z powrotem.

Mag skinął głową, cofnął się o kilka kroków i wykonawszy magiczny gest, rozpłynął w powietrzu.

- Wszystko się udało? – z udawanym spokojem zapytał rektor.

- Udało – potwierdziłam – Wybaczy pan to wtargnięcie, ten czarodziej powiedział, że nie posiada innych punktów orientacyjnych w okolicy. Teraz pójdziemy i nie będziemy więcej przeszkadzać.

Mężczyzna obejrzał nas, w szczególności mnie, bardzo uważnie i zrozumiał, że nic więcej nie powiem.

- W porządku, idźcie. Nie musicie się śpieszyć na dzisiejsze zajęcia, wiem że nadrobicie. I jeszcze nikomu oprócz was się nie udało. Gerg ukrywa się przed pozostałymi uczniami w klasie wśród uszastych, do których jednak nikt nie odważył się podejść z pytaniami.

- Dziękuję. Miłego dnia.

Skłoniliśmy lekko głowy i wyszliśmy z gabinetu. Sekretarka upuściła swoją powieść odprowadzając nas do drzwi okrągłymi ze zdumienia oczami. Przecież dla niej pojawiliśmy się z powietrza. Poniekąd było to prawdą, obejrzałam, jak nas przenoszono i na jakiej zasadzie to działało. Rozbijanie na drobne cząsteczki i przenoszenie z ogromną prędkością drogą powietrzną. Nic dziwnego, że wychodziło to lepiej magom ze zdolnościami do elementu powietrza.

Wyszliśmy z budynku, a ja sięgnęłam świadomością do Echo.

"Wróciliśmy. Wszystko w porządku?"

"W porządku! – odpowiedziała radośnie moja bestia – U Lynksa też. Byłam w nocy potajemnie."

"Świetnie się spisałaś" – pochwaliłam, ponieważ nawet o to jej nie prosiłam. Czasem latałyśmy razem do hocurra sprawdzić, co u niego. A ja nie spodziewałam się, że ona sama będzie to kontynuować.

- Gdzie idziemy? – zapytał Reo – Wcale nie chcę po tym wszystkim pracować...

- Myślę, że powinniśmy iść i powiedzieć, że wróciliśmy – odpowiedziałam – Jeśli ich nie ma, bo są na zajęciach, możemy na nich poczekać.

Dom jasnych był pusty, ale otwarty. Jak dla mnie było to trochę dziwne, bo my zawsze zamykaliśmy nasz pokój wychodząc. Nie podobał mi się nawet pomysł, że ktokolwiek mógłby próbować grzebać w moich rzeczach.

Ruszyłam do salonu, żeby usiąść i odprężyć się po tym wszystkim. Reo i Vel towarzyszyli mi i razem rozsiedliśmy się na kanapie i fotelach. Chwilę panowała cisza, zanim brat zapytał mnie:

- Jesteś pewien że... nie zostawiłeś śladów?

- Oczywiście, że zostawiłem, zabrałem przecież coś z ich zapasów. Ale wątpię, czy znajdą cokolwiek, co by pozwoliło im nas znaleźć. Nic nie widzieli i nic nie słyszeli – odpowiedziałam i zerknęłam na Velyth. Siedział na drugim końcu kanapy.

Ukryłam uśmieszek głęboko w sobie i śmiało wyciągnęłam się na kanapie, kładąc mu głowę na kolanach. Ciemny zesztywniał i ze zdenerwowaniem spojrzał na Reo. Ten udał, że niczego nie zauważył i również wyciągnąwszy się na fotelu, wpatrywał się w coś na suficie.

- Przeszkadza ci to? – zapytałam niewinnie wachlując rzęsami.

Velyth nerwowo przełknął ślinę.

Elf...ka?Where stories live. Discover now