Rozdział 28, Antyczne ruiny...

73 14 0
                                    


Zeskoczyłam na ziemię i zaczęłam odpinać ciemnego. Cały czas milczał i siedział sztywno, nie zwracając uwagi na otoczenie. Okazuje się, że elfy są lekkie. Albo wyjątkowo silne, albo i jedno i drugie, ponieważ bez problemu wzięłam go na ręce i posadziłam na ziemi.

- Velyth! Velyth, spójrz na mnie! – złapałam go za ramiona i spróbowałam spojrzeć mu w oczy. Ciemny zaczął się trząść. – Ciii... Już po wszystkim... Nie będziemy już latać...

Wciąż nie zwracał na mnie uwagi. Niestety nie byłam psychiatrą i nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Jednak przypomniało mi się, co robiła moja mama, kiedy ja się bałam. Delikatnie go objęłam i przytuliłam jego głowę do piersi, żeby słyszał bicie serca. Podobno to uspokaja. Ostrożnie rozpuściłam jego koński ogon i łagodnie Przeczesałam palcami jego włosy, zaczynając cicho nucić moją ulubioną kołysankę. Nie wiedząc co jeszcze mogę zrobić, otoczyłam mrocznego kokonem ze swoich magicznych nici.

Miałam nadzieję, że to pomoże, ponieważ naprawdę nie miałam pojęcia co będę robić, jeśli Velyth nie weźmie się w garść.


***


Zdawał sobie sprawę, że będąc jeźdźcem, będzie musiał kiedyś tam wzbić się w błękitne przestworza, ale nie przypuszczał, że to stanie się tak szybko.

Niestety, spoglądając na nieznajomego mężczyznę, przewiercającego jasnego wzrokiem, zrozumiał, że Lex miał rację i należy jak najszybciej opuścić hodowlę hipogryfów.

Sam start był wystarczająco przerażający, by Velyth zupełnie zamilkł i śmiertelnym chwytem wczepił się w uchwyt siodła. Chciał zamknąć oczy, ale nie dał rady, z przerażeniem patrząc, jak wszystko się oddala i staje się bardzo malutkie.

Nie od razu zdał sobie sprawę, że Lex mówi coś do niego uspokajającym tonem i gładził po plecach. Gdyby nie wysokość, pewnie by się obraził i spróbował odsunąć, ale nie było gdzie.

Ponad to, nigdy by się nikomu nie przyznał, że to go nieco uspokoiło.

- Ek-hooo! – pisnął radośnie sowogryf i fiknął w locie koziołka. Nie miał pojęcia, dlaczego Srebrnoskrzydły, jego gryf, nagle postanowił zrobić to samo.

Mroczny poczuł się bardzo maleńki, kiedy ogarnęła go fala przerażenia. Nie porwała go jednak i nie przykryła, pogrążając w mrocznych odmętach, ponieważ niemal jednocześnie doznał euforii i niesamowitej lekkości.

Świadomość zgasła, jak zdmuchnięta świeczka. Widać uznała, że nawał sprzecznych emocji jest szkodliwy dla rozumu.

Powoli wynurzając się z zapomnienia, najpierw usłyszał dziwny, jednostajny rytm. Bum-bum. Bum-bum. Bum-bum. Potem zrozumiał, że prócz rytmu, jest jeszcze dziwna melodia. Znał ją. Pamiętał, że dzięki niej cienie przeszłości straciły większą część swojej potwornej siły.

Coś jak delikatny powiew muskało raz po raz jego włosy.

Odetchnął głęboko i niemal zakrztusił się zapachem lasu. Nie tego, w którym spędził ostatnie miesiące, ale Wiecznie Zielonego Lasu, gdzie kiedyś udał się ze swoją Damą, jej matką i kilkudziesięcioosobową ochroną, aby wymienić jeńców. Czasem bywało, że jaśni i ciemni nie mordowali się tak od razu. Jednak zdarzało się to rzadko.

- Vel? – nagle w jego polu widzenia pojawiła się para przestraszonych, niebieskich oczu. – Vel, błagam, powiedz coś.

Dziwny rytm przyspieszył.

Elf...ka?Место, где живут истории. Откройте их для себя