Rozdział 42, Lekcja latania...

61 11 0
                                    


Nauczyciel, dobrze zbudowany mężczyzna, przypominający tych wszystkich twardych staruszków z filmów kung-fu, wydawał się trochę wybity z rytmu naszym przybyciem.

- Nieważne... – zmarszczył czoło machnąwszy ręką na nasze pojawienie się i burkliwie powiedział – Khm. Dziś odbędziecie pierwszy lot.

- Jak to: pierwszy? – zdziwiłam się.

To czy to znaczy, że tylko my tak sobie przylecieliśmy, a reszta tu zwyczajnie przyjechała?

- Pierwszy prawdziwy – uściślił – Chyba nie myślisz, że wystarczy wsiąść na grzbiet latającej bestii i wraz z nią wzlecieć, żeby nazywać to umiejętnością latania.

Chciałam powiedzieć, że tak nie myślę i ogólnie mam pojęcie o podróżach powietrznych, ale widząc wyraz jego twarzy, rozmyśliłam się. Wydało mi się, że powinien sam wszystko zobaczyć, żeby uwierzyć, więc po prostu stanęłam z boku i zaczęłam słuchać.

Wtedy coś dziwnego przykuło moją uwagę. Gdzieś w pobliżu był gryf, którego nie znałam. Jego osobowość, którą odczułam swoim... szóstym zmysłem, była zupełnie inna, od już spotkanych.

„Witaj – rzuciłam w przestrzeń – Nie spotkałem cię wcześniej. Jestem Lex, a ty?"

„Zefir – odpowiedział wierzchowiec po krótkiej chwili – Nie wiedziałem, że młodzi uczniowie potrafią się z nami komunikować."

„Cóż, mi zawsze to wydawało się łatwe. Ale ja, to ja, a wszyscy jednomyślnie twierdzą, że jestem dziwny. A twój jeździec, jaki on jest?"

- Lot to coś więcej, niż przemieszczanie się z miejsca na miejsce...

„Dość mądry i dobry człowiek, choć nie bez dziwactw. Ale chyba wszyscy jeźdźcy tacy są, tylko nie wszyscy od razu to pokazują. Mogę tylko powiedzieć, że Morlais szybko zrozumiał, czym jest nasza Więź."

„A czym jest?"

- ... To umiejętność poradzenia sobie w każdej sytuacji...

"Tak się dzieje wtedy – głos gryfa w mojej głowie brzmiał na bardzo rozbawiony – gdy któryś z nas patrzy w oczy jednemu z dwunożnych i zaczyna czuć zainteresowanie, a potem słucha echa waszych myśli. A one zaczynają ze sobą rezonować."

- ... na wysokościach, z których upadek jest pewną śmiercią...

„I rozumie, że to właśnie on, nikt inny, zabiję tę straszną tęsknotę. Stajemy się zależni od jeźdźców, których uczucia stają się częścią nas. Z czasem możliwość komunikacji wzrasta i jeździec może komunikować się nie tylko ze swoim wierzchowcem."

„Ah tak... Hm... Dziękuję za wyjaśnienia."

- ... Znalezienia drogi w środku najciemniejszej nocy czy szalejącej gwałtownie burzy. A także...

Piaskowo-szary gryf, z którym rozmawiałam, w końcu wylądował. Zrobił to wyjątkowo cicho, jak na gryfa, ale Echo robiła to znacznie lepiej, ponieważ gdyby użyć żeglarskiej skali siły wiatru miałaby 0, a Zefir 1. Gryf wylądował tuż obok swojego jeźdźca. Klasa, która była głucha na otoczenie, wyraziła zaskoczenie zduszonymi okrzykami „oh!" i szeptami.

Ja za to spojrzałam na nauczyciela nieco inaczej. Naprawdę zaczynałam tracić nadzieję, że ktokolwiek, oprócz mnie (moich najbliższych, orków i domniemanych innych dzikich mniejszości etnicznych), potrafi myśleć, że stworzenia, to nie rzeczy, a także uważać ich za przyjaciół, czy członków rodziny. A tu taka miła niespodzianka. Gryf nazwał go imieniem, a nie „pan", „mistrz" albo „właściciel", co dla mnie wiele znaczyło.

Elf...ka?Where stories live. Discover now