Rozdział 20, Pomoc z nieoczekiwanej strony...

86 16 2
                                    


Yingzi był w popłochu. Młodego dziedzica, na szczęście, udało się odprowadzić za bezpieczne mury pałacu z podwojoną ochroną bez żadnych niespodzianek. Ale kiedy hrabia zapragnął osobiście poznać wyjątkowych nieludzi i ich bestie, okazało się, że ich nie ma na targu. Wypytanie ludzi, gdzie poszli, dało więcej pytań, niż odpowiedzi. Kupcy, kupujący i przypadkowi przechodnie na targu opowiadali różne bujdy, na temat tego co się stało i jedyne co było pewne, to to, że dwóch bestiarzy aresztowała straż.

Zaufany człowiek hrabiego poprawił więc kubrak w barwach Domu Gwynedd, które znał tu każdy pies i wyruszył na obchód po posterunkach straży. Kiedy w końcu odnalazł ten właściwy, oblał się zimnym potem. Z przerażeniem dowiedział się, że dwóch uszastych, jasnego i ciemnego, związano i wrzucono do celi z miejscowymi rzezimieszkami.

- To skandal! – ryknął Yingzi, usłyszawszy szczegóły zdarzenia od komendanta – Jeśli im się coś stało, zapłacisz głową! Prowadźcie do tej celi! Ci uszaści pracują dla hrabiego! – postraszył – Jeżeli z nimi, lub ich specjalnie szkolonym zwierzyńcem coś się stanie, wszyscy tu obecni odpowiedzą za to!

Strażnicy całym tłumem, rzucili się pokazywać drogę i modlić się, by uszaści byli chociaż żywi. Przed drzwiami do celi, komendant straży zatoczył się i drżącymi rękami spróbował wepchnąć klucz w dziurkę. Yingzi niecierpliwie wyrwał mu go i sam otworzył drzwi. Mając przeczucie ostatecznej porażki wkroczył w mrok celi... I zamarł na progu, razem ze strażnikami, którzy ciekawie zaglądali nad jego ramionami do środka.

Uszastych nikt nie mordował, nie bił i nawet nie bezcześcił. Ciemny siedział niedaleko drzwi i z pozornie obojętną miną przyglądał się, jak jasny z pomocą jednego z bandytów, jako manekina ćwiczebnego, przeprowadza jakiś wykład o tym jak skutecznie obezwładnić przeciwnika.

Ciemny odwrócił się na skrzypnięcie drzwi i obejrzawszy sobie zamarły w nich tłum, uśmiechnął się chytrze i położył palec na ustach. Jasny, który wciąż stał tyłem do wejścia, zastrzygł uszami i powiedział:

- Wybaczcie panowie, to koniec na dziś – i odwrócił się.

Bandyci również spojrzeli na drzwi.

- A ci tam, to do was? – zapytał jasnego zbir, który robił za rekwizyt. Był tak wysoki, jak jasny, ale znacznie szerszy w ramionach. Do tego był bardzo kudłaty i miał bardzo gęstą, czarną brodę.

- Właśnie – uśmiechnął się delikatnie jasny – Prawda, panie Yingzi?

Powiedziawszy to podszedł do ściany, schylił się i przeciągnął dłonią po podłodze, zanim złapał leżący tam płaszcz, jakby go nie widział. Ciemny też wstał i skrupulatnie wytrzepał swoje okrycie wierzchnie.

- Yyy... To znaczy tak, ja po was... – wykrztusił Yingzi – A... co tu się właściwie dzieje?

- Uczymy się! – bandyci odpowiedzieli chórem, jak w przyświątynnej szkole.

- To widzę... ale... no...

Przestępcy popatrzyli po sobie, jak ludzie znający tę wielką tajemnicę i roześmiali się.

- Oczywiście, że widzieliśmy uszy... Nawet ślepy by zauważył – zarechotał czarno-brody i trzasnął jasnego po przyjacielsku w ramię.

Zamurowało wszystkich, oprócz ciemnego, który uśmiechnął się krzywo, ale natychmiast schował ten uśmieszek pod kapturem.

Kiedy już wychodzili, ten brodaty jeszcze zawołał:

- E, jasny, będziesz pamiętać?

- Będę – jasny z uśmiechem skinął głową i też zarzucił na głowę kaptur.

Elf...ka?Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt