Rozdział 5, Imiona...

117 12 3
                                    


Ciemny zachowywał się dziwnie. Chociaż może to było normalne dla niego, jeśli był spokojny? Siedział, milczał i nie patrzył w moją stronę. W ogóle siedzieliśmy po różnych stronach ogniska: on po jednej, a ja z bestiami po drugiej.

Kot nie odszedł po polowaniu, a ja starałam się utrzymać z nim rozmowę, co wcale nie było takie trudne. Ponieważ okazało się, że jeśli uważam kota za rozumne stworzenie, to jest możliwość komunikacji mentalnej. Rozmowa była nawet interesująca, pomijając fakt, że mój rozmówca miał psychikę wielkiego i drapieżnego, czteroletniego dziecka. Z gryfkiem było jeszcze trudniej, bo to było jak rozmowa z niemowlakiem: mnóstwo zlepków słów nie zawsze obdarzonych sensem i jeszcze więcej emocji oraz gaworzenia. Chociaż wydawało mi się że rozumie znacznie więcej, niż jest w stanie mi powiedzieć.

Po tym, jak upewniłam się że Ciemny zjadł i położył się spać dobrze przykryty, zastanowiłam się nad życiem. Szczerze powiedziawszy byłam w kropce. Po pierwsze mój całkowity brak historii, kultury i geografii tego miejsca już sam w sobie był problemem. A ja miałam na sumieniu jeszcze małe, legendarne zwierzątko i niepełnosprawnego, ciemnego elfa na jasnej ziemi. I musisz się tym zaopiekować, bo przecież obiecałeś.

Położyłam się na miękkim, kudłatym boku wielkiego kota, przytuliłam gryfka i zasnęłam.

Rano nic się nie zmieniło. Drow się nie odzywał i unikał mojego wzroku, chociaż czułam że od czasu do czasu na mnie patrzy, czasem z morderczą intencją, a czasem z ciekawością. Zebraliśmy swoje rzeczy (kot nawet przyniósł kilka noży do rzucania drowa, na co ten zrobił wielkie oczy i wziął je nabożnie drżącymi rękami) i ruszyliśmy dalej, w dół rzeki. Nie mam pojęcia dlaczego. Kiedy szłam sama, miało to jakiś tam sens, skoro i tak nie wiedziałam gdzie idę, ale teraz nikt nie wyraził opinii. Nawet jak zapytałam. Kot tylko stwierdził, że odprowadzi nas do krańców lasu, żeby nas nikt nie zjadł po drodze. Podziękowałam i miałam nadzieję, że w jego towarzystwie nic i nikt nie ośmieli się nas atakować.

- Hej, Ciemny? – zagadnęłam po kilku godzinach drogi, widząc jak idzie napięty i czujny na końcu naszej kolumny – nie musisz się tak martwić. Hocurr będzie nam towarzyszyć do granic lasu, więc jego węch i zapach jest po naszej stronie, a gryfek – wskazałam na niebo – patrzy z góry, czy nie ma zagrożeń. Ostrzegą nas, jeśli coś zauważą.

- K-hm... – odpowiedział Ciemny.

- Czy coś się stało? – zapytałam – Wczoraj... Jakby to powiedzieć... Byłeś bardziej... Bardziej groźny i zabójczy, czy coś... A dziś jesteś zagubiony, jak dziecko we mgle.

Drow na chwilę spojrzał mi w oczy z wyrzutem i irytacją, ale zobaczył coś w nich i natychmiast opuścił głowę i wbił wzrok w ziemię. Zagrodziłam mu drogę i zmusiłam do zatrzymania się.

- Ciemny, jeśli mi nie powiesz, co cię gryzie, to skąd mam wiedzieć jak ci pomóc?

- ...eckiem...

- Słucham?

- Nie jestem dzieckiem – powtórzył wyraźniej.

- Wiem – powiedziałam zdziwiona. – Raczej ciebie trudno z jakimś pomylić.

Krótkie spojrzenie, które mi rzucił, wyjaśniło wiele.

- Oh, Ciemny... – westchnęłam – czy u was naprawdę nikt nie troszczy się o drugiego?

- To oznaka słabości – warknął i trudno było powiedzieć, czy bardziej jest zły na siebie czy na mnie.

- Słabym jest się wtedy, kiedy nie ma się w sobie odwagi i siły charakteru, żeby coś zrobić – odpowiedziałam po chwili. – Nie jesteś słaby. Pomimo wygnania nadal żyjesz. Doszedłeś tutaj. To dla ciebie mało?

Elf...ka?Where stories live. Discover now