Rozdział 91, Mroczne Tunele

71 9 6
                                    


Velyth nie był zachwycony. Owszem, był wdzięczny, że Lex zorganizowała tę misję ratunkową, dając mu szansę na odkupienie, ale osobiście wolałby, żeby znajdowała się w tym samym czasie, jak najdalej od Mrocznych Tuneli. Jednak Lex nie chciała się na to zgodzić i jedyne, czego mógł oczekiwać, to to, że jego żona będzie się trzymać z dala od wejścia do podziemi, tak jak obiecała. Jednak znając Lex, przypuszczał, że wszystko nie potoczy się tak łatwo, jak planowano.

Ostatni wspólny postój przed Mrocznymi Tunelami miał miejsce w opuszczonym domku myśliwskim, jakieś trzy dni na piechotę od najbliższego wejścia. Domek został zbudowany przez ludzi i to już całkiem dawno. Z tego, co wiedział Velyth, to miejsce miało złą sławę. Zbudował je jakiś myśliwy z synem i przyjeżdżał zimą polować na zwierzęta futerkowe. Po upływie trzeciej zimy nigdy nie opuścił lasu, natknął się na patrol ciemnych. Od tamtej pory, wciąż co jakiś czas pojawiali się tam ludzie, ale starali się tam być jak najkrócej.

Ponieważ zima jeszcze nie nadeszła, Lex, Reo, młody złodziej i Echo mieli tam pozostać i czekać na ich powrót. Mieli nie zwracać na siebie uwagi patrolu.

Lex stała na ganku domku myśliwskiego, obserwując, jak ciemni zbierają się do odejścia. Wydawała się o czymś myśleć intensywnie, zanim wyciągnęła coś zza kołnierza i szybko podeszła do Velyth.

- Tylko go nie zdejmuj – narzuciła mu na szyję cienki łańcuszek z jakimś kryształem i opuściła mu wisiorek za koszulę.

- I to jest…? – zapytał, próbując złapać łańcuszek i obejrzeć biżuterię z bliska, ale nie zdążył, bo naszyjnik zniknął, jak tylko dotknął jego skóry.

- Amulet ochronny, przeciw magii – wyjaśniła mu krótko i niewydawana się chętna do rozwinięcia opisu tego przedmiotu. Jednak ponieważ rzuciła szybkie, podejrzliwe spojrzenie na pozostałych, Velyth postanowił nie dopytywać się szczegółów. Przynajmniej na razie.

- Velyth, żegnaj się z Lex i jedziemy! – zawołała Viessa usadawiając się w siodle.

Lex westchnęła smutno.

- Bądź ostrożny.

- Będę… i ty też, bądź – odpowiedział. Chociaż tak jak ona, doskonale sobie zdawał sprawę, że to wszystko pobożne życzenia.

- Zrobię, co w mojej mocy – uśmiechnęła się lekko i śmiało postąpiła krok do przodu. Nie spodziewał się po niej, że ona go jednak przytuli, ale nie wahał się odwzajemnić uścisk.

Miał w głębokim poważaniu, co sobie pomyśli reszta ciemnych. Viessa nic nie powiedziała i udawała, że niczego nie widzi, więc pozostali też milczeli. Alet tylko cichutko westchnął, a Mareth prawie niezauważalnie uśmiechnął się pod nosem.

Lex puściła go i cofnęła się, a Velyth odszedł, by wspiąć się na Srebrnoskrzydłego. Kiedy odjeżdżali, obejrzał się jeszcze raz na domek myśliwski.

- Bądźcie ostrożni! Bezpiecznej drogi! – zawołała za nimi Lex, stojąc na ganku i pomachała im. Zauważył, że ma bardzo smutne, zatroskane oczy.

Prawdopodobnie, tak jak on, czuła to dziwne napięcie w powietrzu, które towarzyszyło im od czasu wyjazdu. To czyjeś spojrzenie, tą czyjąś obecność… Co prawda w lesie niczego podejrzanego nie zauważyli, ale niepokój pozostał.

Podróżowali w milczeniu, do czasu gdy Viessa poprowadziła konia, by jechać tuż przy Velyth dosiadającym Srebrnoskrzydłego. Przez chwilę wyraźnie zastanawiała się, co powiedzieć, zanim w końcu się cicho odezwała:

- To tak zawsze jest…?

- Co: „zawsze jest”?… – zapytał Velyth, tym samym cichym tonem. Został wyrwany z własnych niewesołych myśli i nie był pewien, czy nie przegapił początku rozmowy.

Elf...ka?Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt