Rozdział 7, Mała bitwa...

112 17 18
                                    


Hewett zmęł w ustach przekleństwo. Ci bandyci rozpasali się w Lesie Ur'Thar Meru. Gdzie nie splunąć, jakaś banda wyskakuje zza krzaków. A teraz jeszcze ci, którzy im uciekli, spalili most. Nie dość, że im teraz uciekną, to nawet już ich nie dogonią i zgubią ślad.

Uderzył konia piętami i zmusił do przyspieszenia kroku.

- Hewett, koń nie jest niczemu winien – skarcił go Flori, czarodziej zespołu.

- Wiem – syknął przez zęby – tylko teraz chciałbym, żeby pojawili się jacyś "leśni ludzie" albo jakaś bestia... Żeby ją poćwiartować!

- Eeek-hoo! – wrzasnęło coś, bardzo nisko nad ich głowami.

Kilkunastu mężczyzn zadarło głowy i otworzyło usta ze zdziwienia.

- Sowogryf! – wykrztusił w końcu z siebie Flori, kiedy bestia zatoczyła nad nimi trzeci krąg.

- Hoo! – odezwał się sowogryf i zanurkował. Ku zaskoczeniu wszystkich, złapał za wodze konia czarodzieja, i pociągnął go wraz z jeźdźcem w las. Wierzchowiec nie oponował, a czarodziej zesztywniał z szoku. Widział sowogryfa w gabinecie mistrza, ale jako wypchany eksponat, a nie jako żywe stworzenie! Do tego legendarny stwór sam do nich przyleciał, choć według opowieści powinien się bać i trzymać na dystans!

- Flo-ri-an! – Hewett spiął konia i podążył za oszołomionym magiem.

Flori ocknął się nieco po okrzyku przyjaciela i przygotował nawet niewielką kulę wody, żeby odstraszyć sowogryfa. Nawet przez chwilę nie pomyślał, żeby użyć czegoś bardziej niebezpiecznego.

Jednak nie rzucił jej. Kiedy ją tworzył, na chwilę połączył się z Planem Rzeczywistości i zobaczył okolice. Bardzo niedaleko, dokładnie tam gdzie prowadził sowogryf, dwie potężne siły zwarły się w śmiertelnym uścisku. Wielki pasożyt energetyczny, który mógł już nawet operować w świecie materialnym i potężny, choć nie doświadczony wędrowiec planu energetycznego.

Florian złapał wodze i zatrzymał konia.

- Eeek-hoo! Ek-hoo! Ek-hoo! – zapiał z oburzeniem sowogryf.

- Moment bestio! – warknął z podniecenia czarodziej i zwrócił się do swojego dowódcy i przyjaciela, który się z nim zrównał – Hewett, nie jedź dalej! Tam jest wielki pasożyt energetyczny! Walczy z nim jakiś wędrowiec i muszę mu pomóc!

Po wykrzyknięciu tego, natychmiast spiął konia, który jak sprężyna wyskoczył do przodu.

Pozostali wojownicy, którzy zdążyli dojechać, zobaczyli tylko znikający w zaroślach koński zad.

- Hewett, co to było?! Dlaczego Flori tak wyrwał do przodu?! – wołali jeden przez drugiego z podnieceniem.

Dowódca tylko splunął z irytacji.

- Magiczna bitwa, od co!

Czarodziej tego już nie słyszał. Głównie dlatego, że wypadł na polanę, gdzie starli się giganci. Zobaczył karmazynowe macki pasożyta, które wystrzeliły ku niemu, kiedy tylko opuścił krzaki.

- Uważaj!

„Uważaj!"

Florian nawet nie zrozumiał w jakim języku krzyczano, bo ponowiono ostrzeżenie mentalnie. Zeskoczył z konia w ostatniej chwili i wyrzucił w wyciągnięte macki kulę wody. Koń zarżał żałośnie kiedy pasożyt rozdarł jego strukturę energetyczną, ale szkodnik nie miał okazji się z tego cieszyć. Był już na wpół materialny, więc woda rozprysła się po jego kończynach, zamieniając się w lód i unieruchamiając twardą skorupą.

Elf...ka?Where stories live. Discover now