Rozdział 75, Władza to obowiązek, nie przywilej...

62 9 4
                                    


Zostawiłam Vel ze mną w ramionach i wycofałam się do Pałacu Snów.

- Uesisie! – zawołałam, kiedy znalazłam się na balkonie jakiejś strasznie wysokiej, kamiennej wieży.

- Jestem! – bóg wyrósł z podłogi balkonu, jak krokus na wiosnę – Masz jakieś pytania?

- Mam. Czy dam radę znaleźć tego księcia, co do mnie dzwonił? Nie widziałam jego twarzy, tylko rozmytą plamę, ale znam jego imię i rozmawiałam z nim. Czy to wystarczy?

- Myślę, że powinno – odpowiedział bóg po chwili namysłu.

- A pomógłbyś mi zmienić wizerunek? Nie chcę, aby na razie ktokolwiek widział moja twarz. Mogę nawet udać się w mojej dawnej postaci – zachichotałam – w razie pytań, odpowiem, że to wszystko dla bezpieczeństwa. Bo i to mam na myśli. Po tym, jak mnie zaatakowali werbalnie, ja nie mam ochoty ryzykować, że mnie jednak spróbują zabić. Gdyby nie to, to pewnie bym o tym nie pomyślał, nie szkolili mnie w tej dziedzinie i nie hodowali u mnie paranoi – wzruszyłam ramionami.

- Wizerunek możesz zmienić sama. Tylko musisz pamiętać, żeby tak o sobie myśleć inaczej nie utrzymasz zmiany. To przecież projekcja twojego umysłu. A księcia... – wychylił się przez balkon i rozejrzał – Tego księcia znajdziesz tam – wskazał ręką na skrzydło Pałacu Snów znajdujące się naprzeciwko naszej wierzy, tylko znaczeni niżej – To tamto okno z niebieskimi zasłonami.

Przypomniałam sobie jak wyglądałam za mojego ludzkiego życia. Ubrałam się tylko w ciemne dżinsy, glany, czarną koszulkę z maską predatora, i w ciemno-czerwoną skórzaną kurtkę. Bóg cmoknął z uznaniem.

- Z wyobraźnią u ciebie, jak widzę, żadnych problemów. Wprowadzisz taką modę u siebie w państwie?

- Grzecznie zaproponuję. Ja i Willow będziemy głównymi modelkami – uśmiechnęłam się i zwróciłam oczy na dalekie okno, jednocześnie próbując zmaterializować wiszący most. Było trudniej, niż zmienić siebie, albo rozporządzać przestrzenią w pokoju osobowości, ale w końcu się udało i na niego ostrożnie weszłam – Dziękuję, dalej poradzę sobie. Do zobaczenia.

- Do zobaczenia. A! I pozwól jeszcze, że złożę ci życzenia z okazji ślubu. Takie są chyba zwyczaje w twoim świecie?

- Niby są... Dziękuję za pamięć – sapnęłam, pełznąc po wiszącym nad gigantyczną przepaścią moście. Coś czułam, że jeśli spadnę, umrę naprawdę. Choćby na zawał. Z jakiegoś powodu nie bałam się skakać z siodła na lecącym sowogryfie w realnym świecie, ale tu, kołyszący się most na wysokości kilkudziesięciu metrów, przyprawiał o gęsią skórkę.

W końcu dotarłam do okna. Musiałam wyobrazić sobie kilka klamek, zanim znalazłam tę właściwą, która otworzyła okno. To było dziwne, bo drzwi otwierały się normalnie, ale... co ja tam wiem o magicznych, sennych widziadłach?

Weszłam do środka i zobaczyłam pokój w rodzaju gabinetu. Było tu biurko zawalone papierami, regały zeszytów oraz teczek z papierami i kilka obrazów, przedstawiających księcia w różnych życiowych sytuacjach. Drzwi nie było, tylko okno. Ciekawe...

Zerknęłam na obrazy, żeby zobaczyć, z kim będę mieć do czynienia. Młody, dwudziestoparoletni człowiek, a przynajmniej jego oczy, uszy i zęby wyglądały na ludzkie. Z długimi, ciemnobrązowymi włosami, zaplecionymi w warkocz i piwnymi oczami. Nie gruby, nie chudy, nie umięśniony, ale nie wyglądał na słabego. Całkiem atrakcyjny z mojego punktu widzenia, chociaż nie powiedziałabym, że był powalająco przystojny. Wyglądał na młodego, energicznego i ciekawego świata człowieka.

Za to jeden z obrazów wywołał autentyczny uśmiech na mojej twarzy. Wisiał trochę bardziej z boku, więc nie zauważyłam go od razu i przedstawiał księcia w intymnej sytuacji z jakąś dziewczyną i innym młodzieńcem.

Elf...ka?Where stories live. Discover now