Rozdział 46, Picie herbaty...

69 10 2
                                    


Było już ciemno, kiedy wracaliśmy do akademii wesołym, kolorowym towarzystwem. Loraralei zaprosił wszystkich do swojego domu (szlachetnie urodzeni dostawali do swojej dyspozycji „małe domki" wliczone w czesne) na picie jakiegoś likieru, który mu ojciec przysłał. To bardzo przypominało „picie herbaty", i zastanawiałam się, jak to będzie organizować mój brat i Gregory u których był jeden pokój. Ja niestety dla Velyth, na razie nie zamyślałam się nad tym. Ponadto głupio było pozostawiać Willow bez towarzystwa.

Na nasze szczęście, likier był dobry, słodki, jak miód, a dom miał dużo pokoi. Po kieliszku alkoholu praktycznie wszyscy rozeszli się, wymyślając jakieś bzdurne wyjaśnienia i w salonie zostałam ja, Willow, Elaran (o którym zdążyłam zapomnieć, ponieważ zachowywał się cicho) i Velyth. Mistrz Śmierci jakoś poczuł przypływ szczodrości i nie poszedł spać, a oddał Erlareo i jego dziewczynie swoją sypialnię. I teraz siedział z nami w salonie, na fotelu naprzeciwko stołu zastawionego kieliszkami.

Zasłoniłam usta i ziewnęłam, a następnie zrzuciwszy buty i płaszcz na podłogę, zwinęłam się w kłębek na kanapie.

- Dobranoc – powiedziała mi Willow i już bardzo cicho dodała – I na chrzan ja tu przyszłam? Przez ciekawość, jak likier uszastych smakuje, teraz będziesz spać na fotelu, a nie we własnym łóżku...

Rozumiałam, dlaczego czarodziejka nie odważyła się iść sama do domu. Już w tę stronę nogi jej nie bardzo słuchały. O ile umiejętność rozumowania, nawet w pijanym stanie jej została, to ciało miękło i odmawiało współpracy.

W głowie błysnęła mi pewna idea i ponownie usiadłam. W końcu sypialni w tym domu było pięć. Cztery zwykle zamieszkane przez Jasnego Księcia i jego świtę oraz jedna dla gości, w której obecnie bawił się Gregory. Co znaczyło, że nasz pokój w akademiku był wolny.

- A urządzi cię inne łóżko? – zapytałam.

- A jakieś jest? – zapytała mnie ze zdziwieniem.

- A jak ty ją zamierzasz przeciągnąć przez okno, skoro ona nawet prosto nie chodzi? – zapytał niemal w tym samym momencie Velyth. Znał mnie na tyle dobrze, aby się domyślić.

- Mogę ją wytrzeźwić – wyjawiłam – Tylko wtedy może jej się zrobić niedobrze. Ale możemy też przemycić ją obok odźwiernego. On w nocy albo śpi, albo... hm... obrazki ogląda.

- Jakie obrazki? – niemal zgodnym duetem zapytali uszaści.

Ja i Willow ze zrozumieniem spojrzałyśmy po sobie, a dziewczyna zapytała:

- Oni wszyscy tacy...?

- Właśnie tak – przytaknęłam.

Obydwaj się nastroszyli, jak dwa młode koguciki przed bójką i całym swoim wyglądem dali do zrozumienia, że powinnam wytłumaczyć, inaczej się na mnie obrażą.

Westchnęłam, dobierając właściwe słowa, ale zdecydowałam się jednak powiedzieć prosto z mostu:

- Obrazki z nagimi kobietami.

Po twarzach męskiej połowy obecnych było widać, że nie łapią związku. Nieme pytanie: „A po co oglądać takie obrazki?", zawisło w salonie.

Willow zakryła usta rękami i spełzła krztusząc się śmiechem po oparciu fotela. Mi też nie udało się ukryć uśmiechu, który wyszedł nieco szyderczo.

- Nie wszyscy są takimi szczęściarzami, jak ci tam – wskazałam na sufit, skąd, jeśli ktoś przysłuchał się trochę uważniej, słychać było odgłosy dobrej zabawy – Więc muszą się zadowalać własną wyobraźnią i ręką. A jeśli i z wyobraźnią u nich słabo, to i sięgają po obrazki.

Elf...ka?Where stories live. Discover now