Rozdział 40, Jak się dobrze bawić i popracować...

83 11 0
                                    


Velyth i Erlareo wyglądali na niepewnych w otaczającym ich wnętrzu. Gregory miał nadzieję, że chociaż on tak nie wygląda, ponieważ właśnie czuł się tak, jak oni wyglądali. Żaden z nich nigdy w takim miejscu nie bywał i żaden z nich nie bardzo wiedział, jak się zachować. Gdyby się nie zaprawili w karczmie, to by nie mieli odwagi tu przyjść. Obydwaj uszaści oświadczyli by, że to dla ich honoru hańba i w ogóle by nie przyszli, a sam Gregory nie miałby wystarczająco dużo odwagi iść w pojedynkę.

- Witam panów – powiedziała ruda jak wiewiórka dziewczyna, w zielonej kusej sukience, która doskoczyła do nich tuż przy wejściu – Czym możemy służyć?

Żaden się nie odezwał, nie wiedząc, co właściwie odpowiedzieć.

- Zapraszam do stolika. Tam panowie mogą się czegoś napić i zastanowić nad zamówieniem – obdarzywszy ich pięknym uśmiechem, wskazała stolik i cztery czerwone, pluszowe fotele.

Skinęli w milczeniu głowami i szybko poszli usiąść we wskazanym miejscu. Przy kilku stolikach widać było, że przyjęcie trwa już nie pierwszą godzinę. Różne podejrzane typy piły, paliły i obściskiwały się z ładnymi dziewczętami na pluszowych kanapach i fotelach.

Dla odwagi zamówili butelkę wina. Co to jest, butelka na troje? Nawet jeśli już i tak byli lekko pijani...

- Jak... jak my to zrobimy? – zapytał Erlareo.

- Zapytamy. Normalnie, jak wszyscy inni klienci. Damy pieniądze...

- Ja... nigdzie... nie pójdę... z żadną... dziewczyną... – powiedział bardzo cicho Velyth.

- Co? Dlaczego?

- Ja... ja nie umiem! – wypalił ciemny – Nigdy z żadną nie byłem! Jeśli się dowiedzą... zabiją mnie śmiechem!

- Ciebie? Ludzie i tak podejrzewają, że wy, ciemni, jesteście jak Mistrzowie Śmierci i nie macie o niczym pojęcia. Nie każdego z was, Mroczne Damy ciągną do łóżka – westchnął Erlareo i zapatrzył się na swoje buty – To mnie zabiją śmiechem. Wprawy mam, no... bardzo mało... dla ludzi to zawsze takie zabawne...

- No co wy?! To burdel! – zauważył dość trzeźwo Gregory – Tu żyją z tego, że zaspokajają fantazje i zabawiają. To was mają zadowolić, a nie wy ich.

- Tobie, to dobrze. Jesteś człowiekiem, nikt od ciebie niczego wielkiego nie oczekuje. Od „boskich" uszastych oczekuje się więcej. Zwłaszcza, że... No, skromnością i uległością nasze rasy nie grzeszą...

Rozlali zawartość butelki po kieliszkach i zamilkli nad ich zawartością, podziwiając kolor wina.

Nagle Velyth złapał za podłokietnik fotela, jakby miał z niego spaść i utkwił wielkie, zaskoczone oczy gdzieś na sali. Erlareo, który to zobaczył podążył za jego spojrzeniem i też zamarł z podobna miną. Gregory, z duszą na ramieniu, nie wiedząc, co tak poruszyło uszastych, ostrożnie rozejrzał się po sali. Trochę bał się zobaczyć, co ich tak bardzo zszokowało.

Na jednej z kanap, niebieskiej z różowymi poduszkami, siedział jasny uszasty. Nogi w wysokich butach opierał o blat w stołu, w jednej ręce miał papierosa, a w drugiej pękatą szklaneczkę, wypełnioną po brzegi czymś przezroczystym. Na kanapie i fotelach obok niego siedział wianuszek panien, nie wiadomo dlaczego, z mokrymi włosami i słuchały uważnie każdego jego słowa.

Velyth wstał, zatoczył się lekko i ruszył w stronę wesołego towarzystwa. Gregory z ciekawością (i z trudem) wstał i poszedł za nim.

- Co ty tu robisz? – syknął ciemny i złapał się za oparcie najbliższego fotela, żeby się nie chwiać.

Elf...ka?Where stories live. Discover now