Rozdział 16, Targ i Biurokracja

83 15 4
                                    


- Siad! Leżeć! Obrót przez grzbiet! – zakomenderowałam, a trzy zwierzęta już wielkości owczarków niemieckich i jedno wielkości beaglea, szybko i sprawnie wykonały polecenia.

Sowogryf i przedstawiciele armacanis dosłownie rośli w oczach. Minął już czterdziesty trzeci dzień szkolenia, a my od tygodnia byliśmy w drodze do miasta Irenos. Bestie znały i odpowiadały na tuzin komend, wiedziały, jak walczyć z uzbrojonymi dwunogami (testowane osobiście i na pechowych, leśnych rabusiach), jak walczyć z innymi bestiami, znały swoje słabe i mocne strony, i wiedziały, jak tej wiedzy używać w walce. Tylko jeden z pancernych wilków był samcem, reszta to były samiczki. Gryfek też (chwała! Będzie można myśleć o założeniu hodowli!).

- Trójka, rozbroić! – wydałam rozkaz wilkowi numer trzy i wskazałam na uzbrojonego po zęby drowa.

Numer trzy, bez zbędnych warkotów i ryków, ocenił wskazanego mu przeciwnika i skoczył. Zgrabnie ominął ciosy ostrzami i zamknął delikatnie paszczę na nadgarstku Velyth. Następnie przekręcił się całym ciałem, wykręcając ciemnemu rękę. Broń upadła na ziemię, lecz za nim jej dotknęła, numer trzy uderzył twardą głową w brzuch ciemnego, odpychając go o kilka kroków. Podskoczył i pchnął go przednimi łapami w pierś, przewracając na ziemię. Kiedy Velyth padał, również skupił się na ręce z ostrzem i wyrwał je zębami z dłoni drowa, zarzucając łbem i odrzucając spoza zasięgu rąk przeciwnika. Velyth próbował zasłonić łokciem gardło, ale numer trzy to dostrzegł i wcisnął swój pysk pod innym kontem, między gardło a rękę, byleby sięgnąć wrażliwego punktu.

- Koniec ćwiczeń – zarządziłam, oceniając wynik.

Wilk powoli się wycofał, nie spuszczając wzroku z niedawnego przeciwnika. Tak jak uczyłam, zawsze zachowuj czujność, nawet gdy wróg wydaje się być pokonany.

- Są coraz szybsze – przyznał Velyth pocierając szyję. – Nie zawsze udaje mi się za nimi nadążyć.

- Tylko dlatego, że nie zastanawiasz się, jak je skutecznie zabić – spochmurniałam, ale nagrodziłam numer trzy za wysiłek – oraz znasz ich możliwości i starasz się nie zranić o ich zęby.

Drgnęłam nieswojo pod spojrzeniem Velyth, chociaż nie widziałam twarzy i nie miałam pojęcia, jaki wyraz mają jego oczy.

- Czasem naprawdę ciebie ciężko zrozumieć. Dokonujesz cudów, ale wydają się być nie wystarczające dla ciebie.

- Jakich cudów? – nie zrozumiałam.

Velyth milczał ale było to wyjątkowo wymowne milczenie. Przynajmniej dla mnie, ponieważ dosłownie czułam jego zmieszanie.

Nie pytałam dalej, ponieważ zrozumiałam że drow mi nie odpowie. Przypadkiem powiedział coś, czego natychmiast pożałował i wolałam więcej nie pytać, żeby nie wywoływać popłochu w jego myślach i emocjach. I tak mówił więcej niż na początku, i były to wypowiedzi szczere.

W milczeniu spakowaliśmy obóz i ruszyliśmy w kierunku drogi do miasta, po raz pierwszy od ponad miesiąca, opuszczając leśną głuszę. Czułam podniecenie, ponieważ przede mną był jeszcze jeden etap pracy: namówić kogoś do nabycia choć jednego pancernego wilka.

Droga do miasta była interesująca. Ja, Velyth i Lynks statecznie szliśmy drogą, a młode wesoło biegały i skakały po naszej orbicie, więc wyglądaliśmy co najmniej dziwnie. I przeraziliśmy biednych kupców z karawany, którzy zobaczywszy taki wysyp czworonożnych bestii, najeżyli się bronią, jak jeże.

Młode, pamiętając instrukcje, na widok obnażonej broni, natychmiast zbliżyły się do nas formując szyk bojowy, a Hocurr wspierał z boku tę formację, wyłącznie dla własnego zadowolenia z przerażonych ludzkich twarzy. Gryfek jednym skokiem wzbił(a?) się w powietrze i zatoczył krąg nad nami.

Elf...ka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz