Rozdział 55, Zacieśnianie więzi...

64 11 1
                                    


Lex wzięła go za ręce i usiadła u jego stóp. Łagodny uśmiech, duże, niebieskie oczy patrzące na niego otwarcie – wyglądała rozbrajająco i nie można jej było niczego odmówić. I wierzył jej, kiedy powiedziała, że zawsze będzie z nim. Wiedział, jak przekonująca potrafiła być. I wiedział też, że jej bezbronność jest tylko pozorna. Jej siła była w inteligencji i charakterze, i umiejętności posługiwania się tym.

- I po co to? – zapytał odwzajemniając uśmiech.

- Żeby ćwiczyć. Jeśli wygląda przekonująco dla kogoś, kto zna mnie jak nikt inny, to przekona kogoś, kto jest nie ufny – powiedziała i szybko wstając, zamknęła go w swoich ramionach.

- A to też ćwiczenie? – zapytał, ukrywając zmieszanie.

- Tak – odpowiedziała, nie poluźniając uścisku – W domu rodzice i dziadkowie często okazywali uczucia, przytulali. A tu... Ani brat, ani ukochany nawet nie poklepią z aprobatą po plecach.

Zazdrościł jej. Z matką rozstał się bardzo wcześnie, później byli tylko wymagający i wiecznie nie zadowoleni nauczyciele. Nikt nie okazywał nawet prostej sympatii. I jak to teraz rozumiał – nawet Meirara. Potrzebowała go do jakichś własnych celów i manipulowała nim jak chciała.

Przytulił ją mocno. Może dlatego, że znajdowali się w dziwnej rzeczywistości Pałacu Snów, ale poczuł dziwne ciepło rozchodzące się od zaprzysiężonej siostry. I wiedział, czuł, że ona naprawdę jest jego siostrą.


***


Powróciliśmy przed świtem, skacząc kilka razy między Enko a akademią, przenosząc stworzone przez nas szczury i natychmiast wypuszczając je. Gryzonie już wiedziały, co robić i rozbiegały się tuż po przybyciu na miejsce. Wydaje się, że nikt nas nie widział.

Maleńkie kryształy komunikacyjne były umieszczone w każdym z magicznych zwierzątek i połączone z czterema kryształami do ich administracji, umieszczonych w bransoletkach i jednym w lusterku. Każdy z nas dostał jedną z bransoletek, a Willow, w której pokoju i tak walało się wiele magicznych przedmiotów, i jeszcze jeden nie wzbudzał by podejrzeń, dostała lustro, pozwalające na znacznie sprawniejszą administrację.

Pomyślałam sobie, że trzeba będzie wymyślić jakieś wielofunkcyjne, magiczne ustrojstwo, które przejmie funkcje amuletów i artefaktów, które już mieliśmy, w tym prastarych, komunikacyjnych znalezionych w laboratorium. I choć dla tego świata było normalne wyglądanie jak choinka z tymi wszystkimi zaklętymi błyskotkami, to było to jednak nie wygodne.

Nasze pojawienie się w klasie na poranne zajęcia, wywołało pewne poruszenie. Gregory, który nawet pod naszą nie obecność włóczył się z elfami, gdy tylko wszedł z nimi na salę i nas zobaczył, w mgnieniu oka znalazł się obok.

- Gdzie byliście? – zapytał.

- W domu – ja i Reo odpowiedzieliśmy jednocześnie. Jeszcze by mój brat tak nie myślał, o tej skarbnicy antycznej wiedzy!

Reo wyjątkowo dziś nie poszedł do biblioteki, a został ze mną i Vel, i przyszedł z nami do klasy. Właściwie nawet nie musiał tam pracować, ale propozycja, aby porzucił regały z książkami, nawet nie powstała mi w głowie. Wiedziałam, jakie to dla niego ważne.

- I w dwa dni, bez gryfów, daliście radę się tam udać i wrócić? – zapytał z niedowierzaniem. Pozostałe cztery elfy niemal zmaterializowały się tuż obok, oglądając nas uważnie i z ciekawością.

- Aha – skinęłam głową z lekkim uśmiechem.

- To ty masz dom? – zapytał Teorellis.

Vel i Reo spojrzeli na niego wilkiem. Ja chrząknęłam w pięść i powstrzymując śmiech, wyjaśniłam:

Elf...ka?Where stories live. Discover now