Rozdział 9, Większa bitwa i... mała zemsta...?

114 15 4
                                    


Ranek był chłodny, wilgotny i pochmurny. Wszyscy byli niezadowoleni i powolni, a ja nie mogłam zrozumieć: dlaczego? Nic w nocy nie atakowało, nie hałasowało, woda nie polała się z nieba szerokim strumieniem i ogólnie wszyscy wyżyliśmy. Co prawda jeden z wojowników, ten który wygrażał mi kuszą, miał podbite oko, chociaż kładł się bez tej wątpliwej ozdoby. Ani Velyth, ani czarodziej, ani Hewett nie odpowiedzieli na moje pytające spojrzenie, udając, że go nie widzą.

Machnęłam mentalnie na to ręką i podążałam dalej piechotą za jeźdźcami, głaszcząc gryfka leżącego na moich ramionach. Nie podskakiwałam i nie śpiewałam, nie dając wojownikom okazji do podśmiewania się ze mnie. Hocurr pokazywał nam drogę, węsząc za bandytami, za to drow i driada trzymali się blisko mnie, nieufnie zezując na wojowników na koniach. Oni też patrzyli na nas wilkiem, pomimo trudności zerkania na nas przez ramię.

Ja na nikogo z wrogością nie spoglądałam, nie wkładałam maski niechęci na twarzy, a tylko z oderwanym wyrazem twarzy patrzyłam a to w niebo, a to na las. A moja ręka powolnym ruchem gładziła gryfka po grzbiecie.

- Można zadać pytanie? – obok mnie pojawił się mag, na przyjaźnie nastawionym do mnie koniu.

- Właśnie to zrobiłeś – odpowiedziałam z uśmieszkiem – Ale, jak chcesz pytaj. Tylko ja nie obiecuję, że odpowiem.

- Kto ciebie uczył kontroli nad splotami?

- Nikt. Samo wychodzi.

- A... jak kontrolujesz hocurra czy sowogryfa? Jak ci się to udało z moim koniem? – niemal czułam niewypowiedziane pytanie: Jak kontrolujesz drowa?!

Spojrzałam na czarodzieja oceniająco. Czy nie zrozumiał tego, co powiedziałam wcześniej? –pomyślałam – Może nie uwierzył?

- Nie widzisz? – zapytałam ze zdziwieniem, mając nadzieję, że nie widzi jak nieudolnie gram.

- Niestety nie – powiedział czarodziej z żalem.

- Jeśli nie potrafisz tego zobaczyć – odpowiedziałam również ze smutkiem – To nawet nie wiem, jak zacząć ci tłumaczyć proces.

Skoro nie może sobie wyobrazić przyjaznych relacji na równi z przedstawicielem innego gatunku, to znaczy, że nie dojrzał, aby posiąść taką wiedzę.

- I... nijak się nie da? Czy to w ogóle ma związek z liniami energetycznymi?

- Nie ma – przyznałam – I nie da się zrozumiale wyjaśnić, jak ja to robię. Za to ty... jaki poziom magii przedstawiasz? Innych ludzkich magów jeszcze nie widziałem i ciekawie czegoś dowiedzieć się z... wiarygodnego źródła.

- Mag bitewny trzeciego stopnia – powiedział z lekkim zawstydzeniem – Tych stopni u nas jest siedem, siódmy – najwyższy, a pierwszy to uczeń.

- Więc... – chciałam powiedzie coś typu: wow, trzeci stopień! Albo podobną, miłą bzdurę, ale hocurr mi przerwał.

„Czuję ludzi przed nami."

„Dzięki. Gryfek, wzleć proszę, zobacz kto tam przed nami. Tylko uprzedź, zanim pokażesz."

- Hoo! – gryfek odbił się z mojego ramienia i wzbił się w błękitne niebo.

- Co się stało?

- Jacyś ludzie przed nami. Zaraz sprawdzę, kto dokładnie, a ty ostrzeż o tym swoich.

Usłyszałam zew gryfka w głowie i zatrzymałam się, nie zwracając uwagi na czarodzieja i pytanie, które mi zadał.

Spojrzałam na zielone korony drzew z góry.

Elf...ka?Where stories live. Discover now