Prosto do zakochania cz.47

53 3 4
                                    

47

Ach wakacje. Piękny czas lenistwa i nic nie robienie. No nie do końca nic nie robienia. Niektórzy wyjeżdżają i nie mają nawet chwili wytchnienia.

Weronika właśnie siedziała na schodach domu. Oparła się o framugę i uśmiechnęła się szeroko. W tym roku pogoda była piękna i słoneczna. Na wsi, gdzie właśnie spędzała wakacje, to świetna wiadomość. No pomijając suszę, ale dla dzieci oraz nastolatków jest idealnie.

Dziewczyna czuła spokój, gdy promienie słońca padały na jej twarz. Błogosławiona cisza o tak wczesnej porze dnia była genialna. Psy chrapały, odsypiając nos, a koty ocierały się o nogi, aby ktoś je w końcu pogłaskał.

- Ej! Oddawaj to! – rozniosły się krzyki.

- Spadaj smarkaczu! – krzyknął drugi głos.

Blondynka westchnęła. Wiedziała, że taka piękna chwila nie mogła trwać wiecznie. Wstając, zauważyła biegnące kuzynostwo z zamiarem pobicia siebie. Młodszy kuzyn schował się za nią i szepnął:

- Weronika! Ratuj mnie przed tym barbarzyńcę.

Ostatnie słowo chyba rozwścieczyło drugiego, ponieważ wziął zamach i spróbował uderzyć kuzyna. Niestety źle się zamierzył i dłoń wylądowała na brzuchu blondynki. Może i chłopcy byli dużo młodsi, ale siły mieli sporo.

Dziewczyna nie wytrzymała. Popchnęła jednego i drugiego, a potem zażądała od nich spokoju. Chłopcy byli zmieszani i niezadowoleni. Z wściekłymi wyrazami twarzy odeszli, aby po sekundzie ponownie zacząć się ze sobą kłócić oraz ćwiczyć zapasy.

Nastolatka westchnęła. Zazwyczaj była spokojna, ale gdy ktoś ją zdenerwował, nie było zmiłuj się. Ponownie zasiadła na schodku i westchnęła głośno. Próbowała się uspokoić, aby nie zepsuć sobie tak pięknego dnia. Niestety kuzyni darli się niczym koty i nie było mowy o spokojnie spędzonym dniu.

- Miej cierpliwość to dzieci. Poza tym sama nieźle umiesz przyłożyć.

Weronika odwróciła się i uśmiechnęła na widok babci. Kobieta usiadła obok wnuczki i podrapała kota, który kręcił się przy schodkach już od jakiegoś czasu. Krzyki kuzynów zaczęły zlewać się z ćwierkaniem ptaków i nie było tak źle.

- Może skoczycie nad jezioro? – zapytała kobieta, bawiąc się z puszystą kulką.

- Najbliższe jezioro jest z piętnaście kilometrów stąd – westchnęła dziewczyna. – Wybacz babciu, ale z tymi bachorami tam nie pójdę. Będą marudzić, a poza tym będziemy musieli iść przez szosę.

- Nonsens. Wasz ojciec was zawiezie.

- Byłoby fajnie, ale czy tata nie miał cię dzisiaj podwieźć gdzieś do lekarza?

- Ach, racja, racja.

Kobieta pokiwała głową jakby do siebie i zamknęła oczy, aby pomyśleć. To fakt, że miała na dzisiaj jakąś nieistotną wizytę. Weronika westchnęła, a potem oparła się ponownie o framugę. Zamknęła oczy i wyszeptała:

- Trochę szkoda. Dobra pogoda na jezioro.

- To prawda – potwierdziła babcia. – Ale przez całe wakacje ma się taka utrzymać. Hej mam pomysł!

- Hm? – zaciekawiła się piętnastolatka.

- Wasz tata zawiezie mnie na tę pieruńską wizytę, a wy za ten czas zrobicie zakupy. Wasz tata załatwi po drodze coś innego, a więc po godzinie się wyrobimy. Wtedy zajrzymy nad jezioro, chociaż na godzinę.

Prosto do zakochaniaWhere stories live. Discover now