Prosto do zakochania cz.96

32 2 0
                                    

96 Lecimy z tym szajsem

To był uroczy dzień kwietnia. Słońce świeciło od rana do wieczora. Wiosenne deszcze powoli przestawały nękać mieszkańców Szczecina. Niebo zakrywały nieliczne chmury, które przemieszczały się niezwykle szybko przez wiatr. Temperatury zaczynały dorównywać, takim jak w lato. Mimo to wiele osób nadal chodziło w kurtkach przez chłód, który przynosił wiatr oraz niedawno zakończona zima.

Weronika szła szybkim krokiem po chodniku. Jej brązowa torba była wypełniona różnymi materiałami do nauki. Niestety wszystko się nie zmieściło, a więc trzymała parę książek i notatek w rękach. Wiosna to miła pora roku, ale dla studentów powoli zaczyna się nauka do końcowych egzaminów.

Szary płaszcz dziewczyny kiwał się na każdą stronę, gdy tylko robiła krok. Jej policzki były zaczerwienione od zimna. Żałowała, że nie wzięła z domu czapki, która mogłaby zakryć jej zmarzniętą głowę.

Blondynka wtuliła twarz w szal, aby zakryć się jeszcze szczelniej. Mocniej złapała za książki i przyśpieszyła, aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Pędząc przy zakręcie ktoś na nią wpadł. Dziewczyna wylądowała na pośladkach, a wszystkie jej notatki i lektury na chodniku. Wydukała ciche przeprosiny i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Ku jej zdziwieniu druga osoba przyłączyła się do niej.

Obie wstały w tym samym momencie. Druga osoba podawała jej papiery i książki, gdy nagle na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Cichy pisk rozległ się w powietrzu, a brunetka wpadła na przyjaciółkę i mocno ją przytuliła.

- Wera! – wrzasnęła. – Rany nie widziałam cię chyba przez cały rok!

- Karolina?! – zdziwiła się blondynka. – O rany to naprawdę ty! Chyba nawet więcej niż rok.

- Racja. Myślałam, że wyjechałaś.

- Bo wyjechałam, ale wróciłam...

- Cicho! Nie rozmawiajmy na ulicy jak oszołomy, chodźmy do jakiejś kawiarni. Niedaleko podają świetną herbatę, chodź.

- Wiesz... mam trochę nauki.

Weronika wskazała na kartki i książki, które nie mieściły się w jej dłoniach. Bardzo chciała się spotkać, ale ciężar ją przygniatał, a poza tym musiała się uczyć. Karola zmierzyła ją wzrokiem. Kiwnęła głową, jakby do siebie i wzięła od niej książki i notatki. Położyła na jakimś pudle, który blondynka dopiero spostrzegła.

Brunetka chwyciła za karton i uśmiechnęła się przyjaźnie. Ruchem głowy zaprosiła przyjaciółkę, a potem obie udały się na przystanek tramwajowy. Transport przyjechał szybko, a więc wsiadły. Po jakimś czasie znalazły się na placu, gdzie Weronika zawsze wysiadała. Tym razem także chciała to zrobić, ale ktoś złapał ją za rękę i pokręcił przecząco głową.

Blondynka lekko się skrzywiła. Jej przyjaciółka zawsze była pokręcona, ale niektóre jej pomysły były świetne. Weronika westchnęła tylko i wzruszyła ramionami. Nauka mogła poczekać dzień lub dwa, a raczej musiała, bo ktoś nie miał zamiaru odpuszczać.

***

Wysiadły na przystanku tramwajowym, który nie był znany Weronice, chociaż znała mapę Szczecina niemalże na pamięć. Dziewczyny skręciły w jakąś ulicę i w ciszy szły po stromej ulicy. W pewnej chwili brunetka skręciła i weszła na osiedle. Następnie wyjęła klucze i otworzyła klatkę schodową. Ruchem ręki wskazała, aby przyjaciółka weszła.

Klatka była schludna w środku. Ściany były pomalowane do połowy na szaro, a później na biało. Na kafelkach było trochę piasku, ale tylko przyglądająca osoba mogła go zauważyć. Karolina ominęła zręcznie windę i weszła na schody. Następnie ruszyła szybkim krokiem, niemal nie pędząc. Weronika była zdziwiona, że jej przyjaciółka biegnie po schodach z jakimś kartonem i jej książkami. Ledwo mogła ją dogonić, a niosła tylko torbę z podręcznikami.

Na czwartym piętrze Karolina odłożyła pudło i zaczęła czegoś szukać w małej torebce, która nie była większa od pudełka ptasiego mleczka. Wyjęła pęk kluczy z kilkoma breloczkami i pchnęła drzwi. Ruchem ręki wskazała na wnętrze mieszkania, jakby była kamerdynerem. Weronika niepewnie weszła do środka, rozglądając się na wszystkie strony.

Mieszkanie było urocze. Mały korytarzyk był na podwyższeniu, a gdy metrowa ściana się kończyła ukazywał się salon. Z drugiej strony było widać już kuchnię. Okrągły stół stał kawałek od lodówki, która była poobklejana magnesami i zdjęciami. Właścicielka rzuciła klucze na barek, zdjęła buty, a potem weszła do kuchni.

- Chcesz coś do picia? – zapytała Karolina, napełniając czajnik wodą. – Kawa, herbata, kakao?

- Em... - zaczęła Weronika, przyglądając się kolorowym ścianą. – Poproszę herbatę.

- Z miodem, cukrem, a może z cytrynką?

- Z cytryną i miodem poproszę.

Karolina kiwnęła głową i ułożyła kolorowy czajnik na kuchence, włączając gaz. Sięgnęła ręką po kubki, które mieściły się w szafce nad blatem. Pomimo, że stała na palcach, nie mogła dosięgnąć. Cicho westchnęła i weszła na blat. Weronika przyglądała się przyjaciółce z uśmiechem, ale także zaciekawieniem.

Mieszkanka chwyciła dwa duże kubki i zeskoczyła na panele. Położyła naczynia na blat i energicznie zamknęła szafkę. Szybko się odwróciła i spostrzegła roześmiane oblicze gościa. Cicho westchnęła i założyła ręce na siebie.

- No słucham – odezwała się, zamykając oczy.

- Co? – zapytała zdezorientowana Wera.

- Błagam cię. Znam te twoje bystre oczy i ten uśmiech, który ukazuje, że coś odkrył. No mów, pani detektyw.

Blondynka stała cicho na swoim miejscu. Lekko zagryzła wargę. Miała pewne wywody, ale nie chciała ich ukazywać światłu dziennemu. Z drugiej strony została zachęcona, a jeśli Karolina nie zmieniła się przez te lata rozłąki, zirytuje się, jeśli nie otrzyma odpowiedzi.

Ich wymianę spojrzeń przerwał cichy gwizd czajnika. Brunetka otworzyła oczy i wyłączyła gaz. Włożyła herbatę do jednego kubka, a potem złapała za rączkę. Chwyciła za gwizdek i od razu odskoczyła jej ręka. Dziewczyna pomachała nią parę razy w powietrzu. Potem ponowiła próbę i położyła metalowy przyrząd na blacie. Z gwizdka nadal buchała para.

Weronika chciała zareagować, bo wiedziała, że poparzenie musiało nastąpić, jednak przerwał jej brzdęk naczyń. Karolina położyła kubki na białym, okrągłym stoliku. Uśmiechnęła się i ruchem ręki zaprosiła przyjaciółkę. Sama zaczęła wyciągać miód i cytrynę, a potem złapała za torebkę i wyrzuciła ją do śmieci.

Obie zasiadły na wygodnych białych krzesłach, na których przywieszono poduszki. Pierwsze łyki piły w ciszy, aby po prostu się ogrzać. Weronika patrzyła uważnym wzrokiem na przyjaciółkę, gdy coś zrozumiała. Spojrzała w stronę korytarzyka, a potem się skrzywiła.

- Nie masz kurtki? – zapytała się blondynka, zerkając na drugą.

- Po co mi niby? – odpowiedziała Karola, wpatrując się w brązową ciecz. – Jest ciepło.

- Żartujesz sobie? Chodzę w płaszczu zimowym, a jestem cała zmarznięta. A ty masz sine usta i sine palce.

- To ich naturalna barwa – odpowiedziała, podnosząc wzrok znad kubka. – Zapomniałaś już?

Weronika chciała coś odpowiedzieć, ale jedynie przygryzła usta.

- Nie tyle zapomniałam, co dawno tego nie widziałam – szepnęła.

- Racja – przytaknęła Karolina i cicho się zaśmiała. – Latka lecą.

- To prawda. I lecą zdecydowanie za szybko.

- Prawda ci to.

Ciąg dalszy nastąpi...

Koniec dnia dziecka na dzisiaj

Prosto do zakochaniaWhere stories live. Discover now