LXVII. Niechciany list

571 31 13
                                    

— Proszę pani... — całkowicie znienacka zaczął dopadać mnie głos, który wydawał się być zupełnie odrealniony. Przez chwilę myślałam, że ubzdurałam sobie tę barwę głosu, próbując zawzięcie przypisać ją do kogokolwiek kogo znałam, a jednocześnie w na tym etapie nikogo takiego nie potrafiłam nawet skojarzyć. Ogromny mętlik, a nawet i pustka.

Dudniło mi jeszcze w uszach, coś wręcz bzyczało, a do tego tak szumiało jakby wylewała mi się stamtąd nieskończona ilość wody. Coś innego szczypało mnie po stopach tak jakby te mi zdrętwiały, czy nawet dopadł je jakiś nieprzyjemny skurcz, którego nie mogłam się wyzbyć, a dopiero po chwili zrozumiałam, że faktycznie je czułam. Rzeczywiście gdzieś tam się znajdowały.

Przed oczami zaczęły migotać mi różne barwy, a nawet przebijało się światło, co dopiero po jakimś czasie utożsamiłam z próbą otwierania mi powieki i szukania we mnie jakichkolwiek znaków życia. Wydawało mi się nawet, że ktoś świeci mi latarką wprost w tęczówki, nieświadomie praktycznie je przepalając.

— Oddycha przecież... — zauważył ktoś z boku, z tępym plaśnięciem jakby ktoś inny otrzymał uderzenie w ramię, ze względu na swoje durne pomysły, którym tutaj najwyraźniej było uśmiercanie mnie.

Chociaż i ja sama nie byłam do końca pewna na ile w tej chwili żyłam i w jakiej formie... Trochę ogarnęła mnie panika, że kolejny raz nie byłam w stanie poruszyć którymkolwiek z palców, czy otworzyć oczu, utknięta w czymś bliskim paraliżu. Jednocześnie jednak miałam wrażenie, że coś zaczęło mnie przyduszać, aby zaraz po tym oddech stał się już łatwiejszy, bardziej gwałtowny, taki wręcz pełen walki o każdy następny.

Chyba zaczęłam się szarpać w samej sobie, lekko już histeryzując, jednak moje wcześniejsze doświadczenia, dawały mi ku temu jakieś prawo.

— Panienko... — powtórzył się pierwszy głos, a zaraz po tym cała seria wstrząsów, które przyniosły za sobą światła, ogrom kolorów i to coraz wyraźniejszych. Miałam wrażenie jakby ot tak cały wszechświat zaczął spadać mi wprost na twarz. Rzeczy jednak zaczęły się łączyć, a do mojej głowy jak za magicznym pstryknięciem zaczęła wlewać się cała kolekcja dość sprzecznych myśli... Była to już składna relacja z tego co nie tak dawno miało miejsce, poprzestając na spojrzeniu Kaspiana, który z nadzieją mnie żegnał.

Wróciłam? Ale do tego czy którego świata?

Coś błysnęło, coś zaiskrzyło, coś innego zawirowało, a po tym się podniosłam, wręcz w tiku, tak jakby ktoś mnie do tego zmusił., albo wręcz wyszarpał za ramiona.

Natychmiast otworzyłam oczy, uderzona otaczającą jasnością, od której znowu zakręciło mi się w głowie, a nawet zrobiło niedobrze... Chociaż powodów ku temu znalazłabym sobie i kilka więcej.

Poczułam straszliwy chłód, który przez nagłe połykanie przeze mnie powietrza, dosłownie wdzierał mi się do płuc, powodując aż przeszywające od środka zimno. Byłam bliska stwierdzenia, że ktoś wsypał mi do przełyku szpilki, które teraz z każdym najmniejszym ruchem mnie raniły, a to była prawdopodobnie tylko nagła zmiana temperatury i niemały szok.

— Proszę pani... Co się wydarzyło? — usłyszałam gdzieś z boku, przez co automatycznie zwróciłam wzrok właśnie tam, aby w pierwszej kolejności ujrzeć krzaczaste wąsy, a później i podobne osadzone dość nisko na czole, będące oczywiście brwiami, a bardziej w tej sytuacji jedną. Trochę jeszcze ogłupiała, pomyślałam sobie, że mężczyzna ten nie posiadał oczu, jednak im dłużej taka niespełna rozumu się w niego wpatrywałam, tym bardziej zaczynałam je dostrzegać pod praktycznie czarną i grubą linią utworzoną tylko i wyłącznie z włosów.

Przełknęłam kolejny raz z bólem ślinę i podniosłam dłoń do czoła, aby przegarnąć te swoje brązowe i obecnie przylepiające mi się do każdego fragmentu twarzy. Wciąż przecież były dość krótkie, do ramion. Nic się tu tym razem nie zmieniło.

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz