CXXIV. Skreślona biografia

86 15 18
                                    

— Dziękuję. — powiedziałam cicho do kobiety, która nie wiadomo kiedy stała się dla mnie dobrą ciocią, zawsze przesadnie mnie dokarmiającą i właśnie wpychającą mi w ręce drożdżówki. Nie mogłam odmówić, bo korzystałam właśnie po raz już setny z życzliwości jej, a szczególnie obecnej właścicielki mieszkania - Luizy, jeszcze nieobecnej choć jak słyszałam niebawem miała wrócić ze swoich kolejnych w tym tygodniu - zajęć teatralnych.

Edmund odebrał od niej tackę, ewidentnie jak najszybciej chcąc się wycofać i zyskać trochę na prywatności, zwłaszcza że dotarliśmy wreszcie do dnia, kiedy nie wytrzymałam jego podejrzliwych spojrzeń, stanowiące kompletne utrudnanie mi wszystkiego, z naciskiem na dochowanie dalsze dochowanie tajemnicy.

Co prawda na starcie opowieści, dosłownie wybłagałam aby nie wydał mnie swoim rodzicom i sam dotrzymał zmowy milczenia względem ogółu, w skutkach lepszych niż ja. Musiałam się wreszcie złamać, bo to co dowiedziałam się w chwili jego urodzin, mocno go dotyczyło i ciągle spędzało mi sen z powiek.

Nie chciałam dłużej żyć w ten sposób, musząc unikać grania z nim w otwarte karty, zwłaszcza że zanim jego matka wystosowała wobec mnie niespodziewane przyznanie się do niedomówień, wszystko było między nami w porządku. Ostatnio mnie to trochę przytłaczało i zasadniczo zaczynało między nami dochodzić do drobnych spięć, pierwszych od oficjalnego czasu trwania tego związku, a nawet w miesiącach go poprzedzających.

Z uwagi na tę sytuację, uznałam, że to dobry moment aby on skonfrontował się z rodzicami i wyznał im prawdę o swoim innym życiu, a oni opowiedzieli mu w szczegółach o tym jak to jego, na samym początku zostało uratowane - i to solidniej niż ja, próbująca wykrzesać z tej zagmatwanej historii jakiś głębszy sens.

Właściwie całe nasze dzisiejsze spotkanie na tym zeszło, bo kompletnie zagubiony ciemnooki miał jakieś tysiąc pytań, na które w głównej mierze nawet nie potrafiłam odpowiedzieć, nie posiadając pełnych informacji - ani od pani Pevensie, ani samej siebie gdy starałam się jakoś akceptowalnie to uzupełnić.

Ponagliłam ruchem ręki towarzysza, aby zaczął wycofywać się do salonu i jeszcze zagadnęłam kobietę o pomoc w obowiązkach, ale zostałam odprawiona. Szybko dostałam się do właściwego pomieszczenia, gdzie ciemnowłosy siedział już na kanapie i w ciężkim szoku próbował sobie to poukładać.

— To jest zupełnie bez sensu. Moi rodzice nie należą do osób, które wierzą w magię i takie cuda. W tym wszystkim najbardziej nie akceptuję wersji, że przyjęli pod swój dach wiedźmę i pozwolili ingerować jej w życie swoje dziecka. — zauważył sumując to wszystko i prostując nogi po dość długim spacerze, po ogromnym obszarze Londynu. Wciąż tkwił w swoim pracowniczym garniaku, co z pewnością nie było najwygodniejsze i właśnie poskutkowało próbą rozwiązania uciążliwego krawatu.

— Brzmi kompletnie głupio, ale widziałam zdjęcie. A Piotrek kiedyś potwierdził mi, że imię Ehor coś mu mówi. Z czasem zaczęłam podejrzewać, że znalazł je w jakiejś książce historycznej za czasów bycia w Narnii albo że jakaś dawna legenda o nim głosiła, co jednak było raczej wątpliwe jako że Ehor był zaledwie rycerzykiem, a gdy został królem nie jestem przekonana czy ktokolwiek się o tym dowiedział. Nasz ślub dla tytułów był w końcu w bardzo ograniczonym gronie i jeśli informacja o tym się rozeszła, to tylko na mieszkańców Samotnych Wysp, a ich bliskość z Narnią to też mocno względne pojęcie. — zauważyłam sięgając po jedną drożdżówkę, bo po kilku godzinach w ruchu byłam całkiem głodna. Co więcej nawet trochę się wychłodziłam, gdyż mimo panującej pory roku, pogoda zdecydowała się nas dziś nie oszczędzać i moje delikatne ubranie okazało się niewystarczające, nawet w obliczu ratunku ze strony marynarki chłopaka.

29.07.1949 Mieszkanie Lancasterów

— Czyli... — stęknął zsuwając się trochę po kanapie i wręcz zapadając w to czym była ona wyłożona. Ewidentnie przeprowadzał głęboki proces myślowy, będąc już po pierwszym etapie gniewu i oburzenia w stosunku do rodziców, że ci przez tyle lat ukrywali coś na tyle istotnego, mimo że przecież robił dosłownie to samo sprawiając tę obłudę straszliwie zakręconą. W stosunku do mnie też nie emanował szczególnym docenieniem, że ukrywałam to przed nim właściwie od czterech miesięcy, ale najprawdopodobniej próbował darować sobie nadprogramowe, uszczypliwe komentarze.

Przypadek?Where stories live. Discover now