XIII. Rosnące zaufanie

4.7K 237 158
                                    

— Co ty tutaj robisz? — wydukał cicho Edmund, wciąż w skupieniu się we mnie wpatrując. Z pewnością nie spodziewał się tutaj nikogo, a na pewno nie mnie. Po jego minie natomiast mogłam szybko wywnioskować, że właśnie planuje jakiś abstrakcyjny plan ucieczki byleby nie musieć ciągnąć mnie ze sobą, lub przede wszystkim musieć mi się tłumaczyć. W tej sytuacji, wręcz koniecznością było zrobienie czegoś, co pozwoliłoby mi, mu jego wszelkie plany pokrzyżować.

— Mogłabym spytać cię o to samo... — mruknęłam i wręcz teatralnie spojrzałam w stronę wschodzącego słońca, jakbym wyczekiwała czegoś szczególnego. Gdy zdziwiony i zestresowany chłopak poszedł w moje ślady, zrobiłam niemożliwie szybkie kroki, chcąc znaleźć się przy nim i jakkolwiek móc  go złapać, wręcz przytwierdzić do siebie. 

Ten jednak zręcznie się usunął i zaraz wystawił w moją stronę miecz. Zatrzymałam się więc na środku cienkiej kładki, czując się teraz trochę niestabilnie w tym miejscu.

No a do tego dość odrzucona, jednak nie chciałam obecnie zwracać na to uwagi. Prawdopodobnie aż poczerwieniałam.

— Nie zmuszaj mnie, żebym musiał używać siły. — stwierdził, patrząc na mnie tak jakby próbował mi udowodnić, że wierzy w to co mówi. Widziałam jednak, że była to marna próba przekonania, dlatego nawet nie sięgnęłam po swoją broń, patrząc na niego tak, jakbym próbowała udowodnić mu też, że tego nie zrobię.

— Nie przyszłam tutaj aby przekonywać cię do powrotu. — powiedziałam szybko, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, bo jednak ani trochę nie ufałam temu przejściu. Nawet pomimo tego, że cięższy ode mnie Edmund zdołał się nią przemieścić.

Gdy padło moje oświadczenie, chłopak momentalnie opuścił nieco broń, jednak jej nie schował i omiótł mnie spojrzeniem.

— To jakiś podstęp? Piotr czeka w krzakach, żeby znowu mnie moralizować? — spytał i jakby w ramach zdobycia pewności spojrzał w kierunku, z którego przybyliśmy.

— Chciałam zobaczyć co robisz, a gdzieś godzinę temu postanowiłam, że po prostu idę z tobą. — oświadczyłam cicho, bacznie go dalej obserwując i widząc jak przez jego twarz przebiegł cień niepewności. Widziałam, że trochę się waha i wręcz spiera z samym sobą.

— Nawet nie wiesz co chcę zrobić. — stwierdził po chwili, jeszcze próbując się niejako bronić, albo odwieść mnie od decyzji, którą podjęłam.

— Pozostali prawdopodobnie właśnie ruszają, więc już nie zdążyłabym i tak do nich wrócić... I nie obchodzi mnie to, po prostu z tobą idę i widzę że słuchając pomysłu Łucji, dobrze na tym wyszlibyśmy. Ufam jej, a teraz tobie. — wyjaśniłam spokojnie, starając się go nie denerwować, chociaż gdzieś w sercu czułam, że mnie tu nie zostawi, ani nie każe zawracać - zresztą abym teraz za nim nie poszła, musiałby mnie chyba przywiązać do drzewa.

Jeszcze krótką chwilę się ewidentnie wahał, po czym chyba przeklął cicho, a następnie zwinnie i precyzyjnie schował miecz do odpowiedniego miejsca przy pasie, a następnie się odwrócił i ruszył dalej, doskonale wiedząc, że pójdę za nim.

Uśmiechnęłam się zwycięsko i czym prędzej przynajmniej zeszłam z tej kładki, odczuwając ogromną ulgę przez to.

Edmund przez chwilę zachowywał się jakby chociaż teraz próbował mnie zgubić, jednak nie zamierzałam na to tak łatwo mu pozwolić i po prostu ruszyłam prędko tuż za nim. Mimo, że miałam trochę krótsze nogi i tak całkiem nieźle sobie radziłam.

Nie wiem ile tak za nim brnęłam, jednak przez jakiś czas nie odważyłam się go zaczepiać. Dopiero gdy nieco zwolnił, chyba rozumiejąc, że sobie nie odpuszczę i się mnie nie pozbędzie, zaczęłam zbierać się na odwagę aby spróbować z nim porozmawiać.

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz