LXXVI. Kwestionowana siła

458 22 8
                                    

Chyba nie do końca to wszystko rozumiałam. Nie byłam nawet pewna, czy to co widziałam jest faktyczne, takie w pełni namacalne, czy to jedno z moich najpiękniejszych i najbardziej wzruszających sennych marzeń... Na bazie paroletnich doświadczeń, gdy to rzeczywistość mieszała mi się z jej odbiciem, wręcz zacierając wszelakie granice i myląc moją podświadomość, w tym momencie po prostu nie byłam w pełni przekonana, czy nie powinnam kwestionować sobie faktycznego znajdowania się na ścianie, pięknie uchwyconych twarzy.

Obracałam w dłoniach smukłą szklankę czy bardziej lampkę, walcząc ze sobą co do wzięcia kolejnego łyku i nie potrafiąc się skoncentrować na głosach, które przecież cały czas gdzieś nawet wyjątkowo blisko się roznosiły... Bagatelizowałam je jednak tak samo jak przepiękną muzykę, której autorami niewątpliwie byli niezwykle uzdolnieni muzycy,  usytuowani obecnie w rogu sali i starający się umilić to w jakimś stopniu nadzwyczajne i pośpiesznie zorganizowane wydarzenie.

Wciąż wręcz zahipnotyzowana obserwowałam potężną ścianę rozciągającą się po mojej lewej, czując przy tym, niemożliwą do powstrzymania, kolejną falę ciepła zalewającą mi serce. Tak czystoludzko, nie mogłam nacieszyć spojrzenia i złudnie wmawiałam sobie, że sama posiadając już nieco więcej malarskich umiejętności, kiedyś chciałabym móc namalować coś tak pięknego, z takimi szczegółami, z takim wręcz darem przenoszenia emocji na płótno... No choć akurat ostatnie powinnam w tym przypadku zamienić na ceglaną ścianę.

W całości sprawy rozchodziło się bowiem o hołd dla bliskich, który Kaspian ponownie zdecydował się oddać i w tym miejscu, w tej pięknej sali o kształcie prostokąta, na której jednej z najdłuższych przestrzeni, rozciągał się obraz, składający się właściwie z paru niezależnych sobie wizerunków, widoków i pejzaży. Było to istne udokumentowanie zdarzeń historycznych, piękna kilkukrotnie uchwyconej krainy, a także tych którzy najmocniej wpłynęli na jej dzieje. A dokładniej zaistniało to osiem twarzy. Czworo noszących nazwisko Pevensie, troje związanych blisko z Kaspianem, czyli jego ojciec, żona i syn, a pomiędzy tym wszystkim, tkwiłam i ja.

Fantazyjne, co najmniej - i coś, w co nigdy nie uwierzyłaby mała Wiktoria, trzy lata temu na początku września wybiegająca za śpieszącym się Jankiem z murów wówczas zamieszkiwanej kamienicy, bojąc się o niezdążenie do szkoły. W co jednak tamta dziewczyna by uwierzyła, gdyby ktoś opowiedział jej wszystko z czym będzie musiała się zmierzyć.

Niesamowicie dziwnym było oglądanie swojej twarzy w tak wręcz reprezentacyjnym miejscu, jednak jak Zuchon na samym początku nam przedstawił, mój przyjaciel żywo żył wszystkim czego doświadczył i posiadał świadomość tego, że jego przygoda, a w tym panowanie i życie zakończyłyby się już pod Beruną gdyby nie pomoc paru przybyszy z ziemi. Doceniał więc ten dar na każdym kroku i wyraźnie podkreślał jak istotnymi osobami byliśmy w historii tego państwa. Tym sposobem właściwie wybudował coś na wzór mitu nas wszystkich, przez co obecnie ciągle zauważałam spojrzenia otaczających mnie Narnijczyków, którzy nie potrafili okiełznać w sobie ekscytacji...

Byłam dla nich niejako wzorem odwagi, wiary, sprytu, siły... Niezłomności, bo ten tytuł, a wręcz przydomek faktycznie przypiął się do mnie nie wiadomo kiedy i jak, co było dla mnie czymś przekraczającym wszelkie pojęcie, bo przecież słyszałam go niegdyś wielokrotnie... Obijał mi się gdzieś po głowie, przypinałam go sobie w najczarniejszych momentach, starając się motywować w ten sposób... Ale w tym wszystkim przecież nigdy nie mówiłam go głośno, ani nie wyrwałam wyraźniej spoza mojego odrealnionego snu o koronacji... Czy raczej była to jakaś forma wizji?

Ciężko było mi cokolwiek stwierdzić, zwłaszcza że zaczynałam w tym wszystkim skrajnie doszukiwać się niejakiego przepowiedzenia sobie wówczas przyszłości... Tego co niegdyś było odległe, a co właśnie się urzeczywistniało, przez moje dawne czyny i osiągnięcia... Zaszczytne traktowanie, nazywanie, niejakie wręcz wielbienie - szanowanie jakiego w Anglii nigdy nie mogłabym doświadczyć.

Przypadek?Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ