CXIX. Kwiecista normalność

102 14 43
                                    

Prawdopodobnie z każdym następnym spotkaniem stresowałam się coraz bardziej. Wydawały mi się przybierać coraz poważniejszą formę, stawać bardziej zobowiązujące i nieść za sobą pewną deklarację wyczuwaną wśród najbliższych nam. To ostatnie przynajmniej zauważałam w spojrzeniu babci, która za każdym razem odwożąc mnie na dworzec wraz z panią Macready albo panem Tomaszem, zastanawiała się gdzie przepadała jej wnuczka, zwłaszcza że wnuk już dawno gdzieś zaginął.

Cieszyło ją to jednak jak z każdych odwiedzin w Londynie, wracałam w dobrym humorze i z nowymi nadziejami, przyznając jej się krótko do kolejnych spacerów, spotkań, wymian zdań i drobnych gestów, których żadne z nas nie chciało przesuwać dalej.

Janek pozostawał bardziej małomówny, znikając trochę w wielkim świecie, otoczony rozpoczynającą się karierą i sprawami, o których zawsze skrycie marzył, a przez okoliczności pozostawały dla niego niedostępne. 

Nie zbłądził jednak ponownie - nie wróciliśmy do starych, wręcz złowrogich stosunków, ale po prostu znowu znaleźliśmy się w sytuacji gdzie nie mieszkaliśmy razem i nie dzieliliśmy każdego dnia jak i nowych obaw. Gdy wpadał w odwiedziny albo mijałam się z nim w stolicy, wszystko było w należytym porządku, choć nieco sprywatyzował sobie swoje częste spotkania z dziewczyną o pięknej urodzie, co do tej pory mnie zaskakiwało.

Jedynie dzięki Piotrkowi wiedziałam, że coś wciąż pozostawało na rzeczy, ale nie ingerowałam w to, ceniąc sobie ich prywatność i najbardziej chcąc aby mój starszy braciszek wreszcie był szczęśliwy. Słabo doświadczanej Zuzannie także tego życzyłam, choć wciąż zastanawiałam się co konkretnie spotkało ją w Narnii w kwestiach uczuciowych jako że z fragmentów słyszałam tylko iż nie było za wesoło, a dobra relacja okazała się złego początkiem.

Czy właśnie do tego nawiązywał Kaspian wstępując w morze i żegnając się przed wieczną podróżą? I czy Janek już wiedział co stanowiło to najgorsze dla niej doświadczenie?

Wszakże młody Kirke musiał akceptować dziewczynę w bonusie z wszystkimi ciężkimi doświadczeniami jakie ta miała za sobą, ale wierzyłam że skoro pogodził się z moimi - te były już nieco łatwiejsze do przełknięcia.

Ktoś zresztą właśnie mierzył się z tym wyzwaniem, a ja nerwowo spoglądając za okno, przychodząc za wcześnie oczekiwałam na umówione spotkanie, zastanawiając się co takiego jeszcze zostało zaplanowane na ten dzień. Wiedziałam tylko o herbacie, ale już kilka razy przekonałam się, że Edmund lubił mnie zaskakiwać. Stopniowo coraz cieplejsza pogoda dodatkowo otwierała mu nowe perspektywy, dlatego tym bardziej wręcz dziecięco się ekscytowałam.

29.04.1948 Londyn

Nie dało się ukrywać, że choć wciąż lata nieporozumień sporo wnosiły w naszą relację, ze choć zdrowo do tego podchodząc, nie skreśliliśmy ich zupełnie, to jednak wreszcie w odpowiedni sposób się do siebie zbliżaliśmy.

W święta spędzone razem, obiecałam przynajmniej kilku osobom odwiedzenie ich. Wówczas kolejny raz Luiza obiecała mi zagwarantować nocleg, co ostatecznie stało się nawet bez jej udziału. W końcu uczyła się w normalnym toku i po życzliwych namowach Piotra, zaczęła poważnie rozważać studia i zostanie w swojej dość szanowanej rodzinie, pierwszą kobietą której największym zadaniem życiowym nie było wydanie na świat dziecka i przedłużenie rodziny.

Tak więc wtedy rozminęłam się z Luizą, później jeszcze kilkukrotnie korzystając z jej serdeczności i pod jej nieobecność nocując w przestronnym apartamencie. Mijałam się jedynie z starszą panią, która przychodziła podlewać kwiaty i doglądać stanu posiadłości bliskiej sobie rodziny Roberts. Nie rozmawiałam z nią wtedy za wiele, nadrabiając to sobie innymi licznymi spotkaniami i rozmówkami.

Przypadek?Where stories live. Discover now