LV. Burzliwa przyszłość

2.4K 147 175
                                    

Przekręciłam się powoli, aby położyć się bardziej na boku, a przynajmniej wmawiać sobie, że udało mi się to zrobić.

Wiedziałam już, że skrzynie były straszliwie niewygodnym miejscem do spania, zwłaszcza dwie noce pod rząd. 

Kto wcześniej mógłby o tym pomyśleć? Albo chociaż gdy realizowałam swój durny plan? Nikt mnie wtedy nie ostrzegł, że skrzywię sobie każdą kość, a w szczególności kręgosłup.

Dalej nie wierzyłam, że udało mi się dotrzeć na ten statek, a to wszystko przez dobroć Berna, który zaczepił mnie, gdy próbowałam w ukryciu i pośpiechu opuścić jego dwór.

Chociaż naprawdę wówczas obawiałam się, że zostanę zawrócona do tej okropnej komnaty z pomarańczowymi ścianami, mężczyzna nie stawiał oporu i nie kłócił się, że powinnam pozostać w jego rezydencji, gdzie będę bezpieczna. 

Wręcz przeciwnie - oświadczył, że widząc do jakich czynów jestem zdolna, był przekonany iż nie wysiedzę spokojnie choćby paru minut, a że sam w życiu przeżył parę przygód, zdecydowanie nie chciał mi zabraniać wyboru i wkradnięcia się na Wędrowca. Wiedział doskonale, że właśnie tam się wybierałam - w jego mniemaniu było to oczywiste, choć do końca ja sama w to nie wierzyłam.

W dodatku był na tyle życzliwy, że nawet mi pomógł, dając nowe wyposażenie w postaci lekkiego miecza na lewym biodrze i sztyletu przy prawym boku, nie musiałam ich bezczelnie kraść. Dodatkowo w ostatniej chwili, wręcz na pożegnanie, oddał mi moją strzałę, która została znaleziona przez służbę w moim bucie. Odzyskanie przedmiotu i wciśnięcie go w prawe obuwie, zrzuciło z mojego serca jakiś ciężar niepokoju o ten artefakt.

Co ciekawsze pomoc poczciwego lorda Berna nie skończyła się tylko na tym, na odchodne przekazał mi informację w jakim miejscu w mieście, Teuss i kilku innych marynarzy uzupełniają zapasy, aby skrzynie zabrać na statek. Na koniec wręcz błogosławiąc moje szalone plany, zagwarantował mi że jeśli się pośpieszę, to uda mi się przekonać mojego przyjaciela, aby przemycił mnie na pokład. Nawet nowy gubernator wiedział, że wielki stwór ma za dobre i zdecydowanie za miękkie serce, w szczególności względem mnie.

Po szalonym biegu, cudem udało mi się dotrzeć we wskazane miejsce i mimo szoku, a także niezdecydowania kochanego minotaura, wreszcie zostałam w ukryciu wepchnięta do skrzyni, a następnie dwa dni tam karmiona i dopieszczana w każdy dostępny sposób. 

Potężna postać z troski przyniosła mi nawet koc, gdyż swoją kryjówkę miałam bezpośrednio na pokładzie i noce w tym miejscu były całkiem chłodne, nawet przy dobrym zabudowaniu i otoczeniu pudła.

Chciałam jeszcze kilka dni przeczekać w tym ciemnym miejscu, a później ujawnić gdy byłabym pewna, że celowo nie zawrócą by zostawić mnie na wyspie, bo czułam że uparty król byłby do tego zdolny by postawić na swoim.

Wiedziałam że nigdy nie zapomnę lordowi tego co dla mnie zrobił i jakie wsparcie mi okazał, gdy Kaspian o dziwo zwątpił w moje umiejętności, jakbym dała mu zbyt mało powodów aby we mnie uwierzyć... I troską według mnie tego nie można było tłumaczyć, bo po prostu podciął mi skrzydła w najczarniejszym momencie. Próbował zmusić mnie do samotności, która już cała dwa lata mnie tłamsiła.

Najgorszym w tej sytuacji było położenie w jakim się znalazłam. Większość czasu mogłam podsłuchiwać rozmowy osób znajdujących się na pokładzie lub podglądać ich przez szpary w skrzyni, w której gdy słońce górowało na niebie, niekiedy szło się ugotować.

Udało mi się nawet parę razy rozprostować nogi, w całkowitych ciemnościach, gdy Teuss pełnił wartę wyciągał mnie w pudełka, abym chociaż załatwiła swoje najpilniejsze potrzeby.  

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz