CIV. Szczególne pamiątki

152 18 18
                                    

Miałam niemały problem zrobić to co sobie założyłam - to co już całkiem dawno temu, nieoficjalnie obiecałam. Za każdym razem zatrzymywałam się w połowie ruchu, odnosząc wrażenie jakbym wcale prawidłowo nie wywiązała się ze swojej niemej przysięgi, nawet będąc tutaj z tym co niegdyś zabrałam.

Sporo jednak przez ten czas się zmieniło. Ja się zmieniłam, o czym przekonywałam się patrząc mimowolnie w znajdujące się tu lustro i widząc nie człowieka, nie tę waleczną Wiktorię, z misją, pomysłem, powołaniem i wiarą, lecz potwora którego nie mogłam się wyzbyć, który stał tutaj w swoim najtragiczniejszym stanie, chwiejąc się na jakimś rozdrożu którego jeszcze nie rozumiałam. Dokładnie tak jakby moment ten zyskiwał pewnego rodzaju szczególną wartość, w całej tej mojej burzliwej historii. Bo może było to takie straszliwe i drażliwe uderzenie wszechogarniającej samotności, a wraz z nią i jakiejś pustki w sercu, której nie przewidywałam poczuć wtedy gdy wedle wcześniejszych założeń - pierwszy raz postawiłam swe stopy na ziemi narnijskiej i idealizowałam to miejsce jako coś bez wad?

Czy dalej, teraz po tym wszystkim, bez Teussa i Kaspiana, mogłam spoglądać na to miejsce z miłością?

— Szlachetna pani, należy się pani odpoczynek. Przygotujemy kąpiel, podamy posiłek... — padło gdzieś zza mnie gwarantując mi dodatkowe ukłucie w głowie, gdyż ta nagląco domagała się ciszy i to innej niż ta, która gruchotała mi serce, i wiązała się bardzo ściśle z odejściem tego poranka dwóch wspaniałych przyjaciół, ikon wolności - narnijskich legend.

— Książe nakazał spełnić pani wszystkie prośby. Może pani woli abyśmy to my pomogły w kąpieli? Komnata jest już przygotowana, to tam po prawej od...

Zaprzeczyłam ruchem głowy, nie mając na tyle sił aby podnosić głos i zdecydowanie sprzeciwiać się tym pomysłom. Chwiałam się na nogach, a jednak nie chciałam ich pomocy. Nie potrzebowałam też żadnej z wymienionych rzeczy, nie do momentu gdy w mojej czaszce wprost pulsowało, a tego nie dało się tak po prostu usunąć czy zagłuszyć. Na pewno nie wygodnym materacem czy ciepłą zupą, które wiedziałam że mimo to stanowiłyby naprawdę miłą odmianę.

— Proszę... — powiedziałam cicho, co jednak skutecznie uciszyło wszystkie z obecnych tu kobiet, które stanowiły osoby służące na zamku. — Proszę zostawcie mnie tu, to wystarczy. — wydusiłam z siebie bardzo starając się odmówić mojemu ciału zgody na kolejny płacz, który w pewnym sensie ułatwiłby mi odwodnienie, którego sobie zresztą nie wymawiałam w obliczu tego że bagatelizowałam potrzeby swojego ciała, na pierwszym miejscu stawiając te ducha.

Pojawiły się jeszcze jakieś próby przegadania ze mną sprawy, ale szybko zorientowano się że w tym momencie jest to co najmniej bezsensowne.

Zostałam sama, w każdym wymiarze tego stwierdzenia, dopiero wtedy pozwalając swoim łokciom oprzeć się o fragment wielkiej szafy, właściwie to meblościanki, czy pewnego rodzaju wystawki.

Otworzyłam usta i zezwoliłam sobie na załkanie, walcząc o utrzymanie swojej równowagi w obliczu drżących nóg.

Krzątał mi się po głowie Teuss, jego ostatnie sapnięcia i to spojrzenie, którym obdarzył mnie konający mi Kaspian... Od tamtych zdarzeń zresztą nie dzieliło mnie długo, a czułam jakby brakowało mi ich od lat, jakby z tęsknoty i rozpaczy chwile momentalnie przeradzały się w godziny, a męczarnia wydłużała się w nieskończoność.

Już miałam sobie do zarzucenia to iż żadnego nich nie uratowałam, a w swoim mniemaniu przynajmniej jednego mogłam... A co jeśli nie dwóch, a co jeśli tak powinnam właśnie zrobić?

Nawet jeśli minimalnie jeden z nich tego nie chciał, a drugi najprawdopodobniej nie potrzebował jako że ostatnie czego pragnął czyli zobaczenie syna dało mu dane. Spędzili ze sobą te ostatnie parę godzin, z trakcie których jak zasłyszałam - ten był świadomy. Znaczyło to że byli w stanie ze sobą porozmawiać, opowiedzieć sobie o tych paru latach rozłąki, wspomnieć poszczególne momenty i wybaczyć sobie to co złego między nimi pozostawało. Co do tego ostatniego - wiedziałam, że znaczyło to dla króla bardzo dużo, bo jak się niegdyś dowiedziałam, dokładniej w momencie stania przy wodnej granicy Krainy Aslana - jakaś niewyjaśniona myśl pozostała między dwójką władców noszących imię Kaspian, co swego czasu mocno dręczyło tego, którego mogłam nazywać bratem.

Przypadek?Donde viven las historias. Descúbrelo ahora