LXXX. Olbrzymi odór

395 18 16
                                    

Gdy w pierwszej chwili poczułam ten smród, byłam wręcz pewna że całkowicie mnie zemdli, albo w ogóle doprowadzi do straty przeze mnie przytomności. Poza jednak szczerym obrzydzeniem, obyło się bez gorszych reakcji, bo najprawdopodobniej uzasadniony strach przyćmił mi wszystkie inne ewentualności. Uczucie ostatniego posiłku, stojącego mi w gardle, totalnie nie było tym czego wówczas potrzebowałam, tak samo jak wrażenie malejącej we mnie odwagi, która uciekała ze mnie w trybie natychmiastowym, pozwalając mi konkretnie się zawahać, co do tego - co kierowało mną, gdy tu wskakiwałam, poza typowymi dla mnie staraniami zabicia się, ilekroć sytuacja robiła się gorąca. Zdecydowanie zbyt łatwo przychodziło mi podejmowanie takich decyzji na wagę życia, a jednocześnie nigdy czas mnie w nich nie wspierał.

W tym momencie zdecydowanie nie było dobrze szczególnie z moim planem, choć stwór chyba dość zdziwiony tym iż wepchnęłam mu się na ramię, nie zareagował jakoś widoczniej. Najprawdopodobniej oczekiwał na mój ruch, albo jego móżdżek nie zdołał załapać co właściwie się wydarzyło.

Już wtedy zatęskniłam sobie za momentem gdy jedyne wielkie łapska, które się w pobliżu mnie znajdowały to te sprawcze za przyciągania mnie do rozmowy, czy przytulenia na pożegnanie. Tym razem wchodziło to na inny wymiar i w takich okolicznościach nie odnajdywałam niczego pozytywnego.

Nie wierzyłam także jak mogłam niegdyś uważać Świdrogrzmota za mało inteligentnego przez to jak niekoniecznie trafnie składał zdania - obecnie słysząc ten nielogiczny bełkot. a głównie to tępe krzyki oraz obserwując jak ich twórcy ledwo utrzymywali równowagę w związku z przepychaniem się między pobratymcami, wiedziałam już że mój dawny, ogromny przyjaciel był niesamowicie bystrym i lojalnym przedstawicielem swojego gatunku...

Jak bardzo on by mi się w tej chwili przydał.

Na ziemię przynajmniej tę psychiczną, sprowadziło mnie jednak coś innego, a był to nagły ruch postaci, która obudziła swoją drugą z rąk, właśnie próbując sięgnąć do ramienia i najprawdopodobniej mnie z niego strzepnąć lub w gorszej opcji - złapać

Zacisnęłam wtedy dłoń na trzymanym mieczu, wahając się w tym co powinnam zrobić - bo przecież wiedziałam że przeciwko całej rozżalonej armii tych gabarytów, to nie miałam najmniejszych szans. Właściwie to nawet z jednym takim osobnikiem wątpiłam czy w jakikolwiek sposób mogłam sobie poradzić.

To co mi pozostało?

Aż głowa zaczęła pulsować mi od natłoczenia emocji i nagłego postawienia w stan gotowości wszystkich nerwów, podczas tego gdy próbowałam zmusić się do sklejenia jakiegoś i tak dość spontanicznego planu. Odniosłam wrażenie, że powinnam mocno przyłożyć w coś głową, aby to co tkwiło w środku, zebrało się do kupy.

Potrzebowałam jakkolwiek się zmobilizować.

Jaki był obecnie mój cel poza bonusowym przeżyciem? Ochrona Julii. Niewątpliwie.

Dziewczyna w końcu wciąż miotała się na skalnej półce tego wąwozu, starając się uniknąć zainteresowania średnio-rozumnych gigantów.

Jedyne co mogłam zrobić to zainteresowanie sobą tych stworów, ale jak zauważyłam same krzyki średnio wcześniej zadziałały, a większej szkody uważałam że nie jestem w stanie im wyrządzić, bo realnie patrząc nie stanowiłam dla nich żadnego zagrożenia. W ich skali, byłam tylko natrętnym robactwem.

Irytującym insektem... Nagle mnie tchnęło.

A może gdyby być nim bardziej? Ponad wszystko?

Denerwować i przeszkadzać, oj potrafiłam.

Spuściłam z siebie powietrze, nie mając już właściwie czasu, nawet na dogłębne analizy. Zrobiłam dwa nerwowe kroki, usuwając się przy tym dość zwinnie przed ogromną dłonią. Jedynym punktem w którym miałam tutaj jakąkolwiek przewagę, była właśnie szybkość. Moi rywale byli ogromnych gabarytów i ich działania po prostu wyglądały dla mnie jak w lekkim spowolnieniu - tak jakby wszystko czynili dość ociężale. Dawało mi to sporo czasu na reakcję, co w tych okolicznościach mogło okazać się właśnie kluczowe.

Przypadek?Where stories live. Discover now