C. Nieoczekiwana karma

203 17 35
                                    

Nie pierwszy raz wspinałam się właśnie na wyżyny swojej siły, starając się nie ślizgać na kamiennej ścieżce, po której przyszło mi niejako podróżować, znosząc przy tym ciągłe zachwyty Golga i jego niemożność doczekania się na spotkanie z pobratymcami, jak i światem o którym do tej pory zasadniczo nie powinien był nawet mało odważnie marzyć i to na tyle intensywnie że mimo próśb, i sugestii nie posilił się o wsparcie nas w transportowaniu mało wdzięcznego wozu, który to on nam wskazał.

Kim jednakże był Golg i skąd ostatecznie wziął się obiekt?

Gdy wdarłam się na podwórko, a moje uszy zaatakowały piski i dźwięki przewracających się waz i doniczek, udało mi się wypatrzeć niewielką postać, która wyraźnie spanikowała obecnością kogoś kompletnie mu nieznajomego. Był to jeden z Ziemistych, który jak się okazało zapomniał zabrać swych okularów i powrócił do swojego dotychczasowego miejsca zamieszkania, świadom że bez nich jego życie spadłoby na standardzie, w momencie gdy tak naprawdę dopiero miało się rozpocząć...

Oczywiście nie powiedział mi tego tak bezproblemowo i wcześniej musiałam dosłownie go przy sobie unieruchomić, jeszcze kilka razy obrywając czymś dziwnym co miał na szczycie głowy i co mogłabym nazwać płetwą, akurat nieszczególnie mnie zaskakującą, w obliczu tego iż przedstawiciele jego rasy charakteryzowali się wieloma zdecydowanie dziwniejszymi elementami ciała, co udało mi się niejednokrotnie zaobserwować.

Gdy wreszcie wystarczająco obezwładniłam niewielką postać, a Luiza również do nas doskoczyła to ona przejęła rolę negocjatorki w tej sprawie i dość spokojnie dobiła się do rozumku przerażonej postaci, która wystarczająco się do nas przekonała w momencie, gdy zdała sobie sprawę o tym iż nie byłyśmy w żadnym stopniu przyjaciółkami Pani w Zieleni. Golg tym bardziej się rozpromienił, skłonił i wychwalił nas gdy okazało się że obie miałyśmy na rękach krew tej nieszanowanej Królowej. Zdał sobie wówczas sprawę, że faktycznie też świat obecnie w najlepsze się walił, co oznaczało iż dziwne pielgrzymki które zaobserwowałyśmy wcześniej miały swoje racje i wejście w dół właśnie się otwierało umożliwiając im ratunek.
Jego tłumaczenia wówczas znaczyły naprawdę niewiele, w sytuacji gdy jedynym czego potrzebowałyśmy był powóz, w którym zdołałybyśmy przetransportować naszego rannego przyjaciela. Poinformowałyśmy go wówczas o naszej sytuacji i w zamian za to zostałyśmy uraczone propozycją zaprowadzenia nas do miejsca, w którym takowy obiekt mogłyśmy pozyskać, a oprócz tego przypadło nam naprawdę spora dawka wyjaśnień, tego co tak naprawdę od początku dziejów działo się w dziurze, w której to obecnie tkwiliśmy.

Tak więc dreptając za naszym niskim towarzyszem, którego imię wtedy poznałyśmy, zaczęłyśmy przemierzać wioskę tego walącego się świata, a także dowiedziałyśmy się iż na rozpromienionym Bezsłonecznym Morzu zaczęła otwierać się szczelina dość zaginająca pozornie naturalne zasady ogarniające ten świat.

Tam gdzieś na dole miał się znajdować jeszcze odleglejszy świat, kraina Bizm, gdyż obecnie znajdowaliśmy się w nienaturalnie stworzonym królestwie dokładniej zwanym Krajem Płytkim, które u początków wieków przywłaszczyła sobie dotychczasowa Królowa, wchodząc w pakt z żyjącym tu wówczas plemieniem minotaurów, a także zaczynając pozyskiwać sobie poddanych w postaci porywanych stamtąd stworów, z którymi miałam właśnie do czynienia.

Byli oni ogarniani magią kobiety i całe swoje życie spędzali pod jej pieczą, żyjąc na jej zasadach, myśląc na tyle na ile im pozwoliła i nawet będąc zmuszani do powiększania tej populacji, ostatecznie umierających, aby zostać potraktowanymi jak wykorzystany do cna materiał, czego dowód miałam w wielkim cmentarzysku, jakie to zupełnie przypadkowo udało mi się jakiś czas temu napotkać.

Tak więc właśnie tego dnia, wraz z tym do czego posunęliśmy się na wężycy, wszystkie jej czary zostały zerwane i dotyczyło to tysięcy omamionych, których pamięć była w dużym stopniu zatarta, ale i sił które do tej pory wstrzymywały sklepienie i wodę przez ewentualnym zalaniem tego miejsca. Teraz to właśnie miało nadejść, a nasz czas na ucieczkę uciekał przez palce.

Przypadek?Where stories live. Discover now