LXXXV. Pożądana laleczka

336 17 16
                                    

— Nie przyjdzie. — padło stwierdzenie, które powodowało we mnie mnóstwo skrajnych emocji. Spojrzałam na Eustachego wprost rozzłoszczona, bo totalnie nie tak miało to wyglądać. Nie taki plan skonstruowałam na kolanie.

Nie przewidziałam jednak, że wszystko zawali się w akurat takim punkcie - już na samym starcie, w czymś jak mi się zdawało, wręcz banalnym.

— Przyjdzie.  — skwitowała dziewczyna.

— Nie było jej też na śniadaniu... — oświadczył Błotosmętek, właśnie wpychając sobie do plecaka w porównaniu z innymi dość małą rzodkiewkę, która i tak była przynajmniej wielkości jego głowy. Nie wydawał się być jakoś bardzo tą sytuacją przejęty. To objaw jakiejś nieczułości czy braku sympatii wobec tej konkretnej osoby?

Osobiście nie wiedziałam co czułam. Byłam chyba kompletnie rozdarta, w jakiś sposób dostrzegając przebijającą się we mnie satysfakcje, będącą niejako związaną z faktem udowadniania swoich racji, zaś z drugiej strony echem zaczynała rozchodzić się po mnie złość zmieszana z jakimś takim zawodem.

Była bowiem pora o której umawialiśmy się na spotkanie, na opuszczenie tego miejsca, wyruszenie dalej ku przygodzie dla której znaleźliśmy się w tym świecie. Nie mogliśmy jednak tego tak prężnie zrobić, jako że zabrakło między nami jednej osoby.

Wszyscy byliśmy najedzeni, względnie wypoczęci, ogrzani, a nasze ubrania wyschnęły, co osobiście osiągnęłam praktycznie wkładając je do kominka, gdy późno w nocy kuchnia opustoszała, a wraz z moim przyjacielem zaczęłam ją przeszukiwać. Było to zainicjowane bez konkretnego celu, jednak przyniosło za sobą parę pomniejszych sukcesów.

Głównym było napchanie sobie gardła dobrze doprawionymi ziemniakami, które trochę już zaschnięte, znaleźliśmy w misce, jednej z tym wrzuconych do zlewu, czekających na umycie.

Natomiast natrafienie na tę przestrzeń można było uznać za kolejny triumf, gdyż znajdował się tam kran z bieżącą, ale i ciepłą wodą. Uświadomiło mnie to o tym, że w Harfangu musiał istnieć system kanalizacji i podgrzewania wody, jakiego bym się tu akurat nie spodziewała.

W efekcie tych odkryć, mimo iż w zlewie leżało trochę resztek, a przy procesie strącania ich do odpływu, prawie sama tam wpadłam przez sporą szczelinę. Zamiast tego zdołałam w jakiejś misce zrobić sobie wannę i wreszcie solidnie nie tylko się wygrzać, ale i przemyć.

Tęskniłam za tym uczuciem, wreszcie po wielu tygodniach mogąc rozplątać włosy i jakkolwiek je odświeżyć nawet bez użycia konkretniejszego szamponu. Robiąc to i tak miałam wrażenie, że właśnie pozbywam się większości pasm z tej zbitej masy. Nie wiedziałam jakim cudem całkowicie nie wyłysiałam, wyciągając wręcz garści momentami brązowych, a chwilami siwych pokręconych kłaków.

Było to przykre, jednak w ciągu wszystkich swoich przygód, nauczyłam się chyba nie traktować włosów na tyle poważnie, jak robiłam to trzy lata temu, denerwując się w duchu nawet i na Edmunda za zwykłe szarpnięcie za warkocza, nie wspominając już nawet o tym co działo się później. Patrząc na to z biegiem czasu, może jednak faktycznie fryzura ta była ograniczająca, a mój powrót do tej gęstości nie był możliwy, przez mnogość tego co mnie spotykało... Sumując to z ewidentnie mi zagrażającym siwieniem w związku z nadszarpywanymi nerwami.

W każdym razie w naszej nocnej eksploracji pomieszczenia, wszystko poszło gładko, a nawet z śniadania udało nam się podkraść trochę mleka, którego pochodzenie wyjątkowo mnie zastanawiało. Zostało pozyskane też z jakiś wyjątkowo wielkich krów? Czy jak te giganty obchodziły się z tak drobnymi dla nich stworzeniami? Jednak skoro kot potrafił być aż tak wielki...

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz