CXVI. Pełna rodzina

106 18 17
                                    

Przez cały dzień zasypiałam właściwie to nawet i siedząc. Nie zmrużyłam oka tej nocy i nie miało to za wiele wspólnego z moim wypłakiwaniem żali w ramię Edmunda. To tak naprawdę trwało krótko, jedynie na czas kiedy się złamałam i tego potrzebowałam, jak ten to wyczuł tak naprawdę bardziej ode mnie. Uspokoił mnie trochę, przynajmniej w tej kwestii i gdy zapadła między nami cisza, później już się nie rozproszyła. Starliśmy tylko zmoczoną podłogę, tą od wylanej przeze mnie na niego wody, a potem rozstaliśmy się w milczeniu, ale w zgodzie która była głównym jego celem w tamtej. Obyło się bez żadnych błędnych decyzji i pochopnych wniosków, choć niezaprzeczalnie wzbudził we mnie wątpliwość, czy aby na pewno wyleczyłam się z w pełni z tego co kiedyś wobec mnie żyło.

Nie była to już jednak historia o miłości, nie takiej i nie prostej. O tym aspekcie naszej relacji nie chciałam debatować, co ten najwyraźniej rozumiał, a przeprosiny mu wystarczały. Gdy skończyliśmy ładnych mopowanie płytek, chłopak poczekał aż bezpiecznie, bez obijania się o ściany dotarłam do końca korytarza czyli chwilowo zajmowanej, sypialni, a po tym zgasił światło i sam udał się na spoczynek.

Mimo to nie potrafiłam ot tak wyzbyć się nowych wątpliwości i także zmartwienie akurat o tę sprawę, nie ułatwiło mu snu. Sama doprowadziłam się do niepotrzebnego czuwania. Niejednokrotnie przymykała mi się któraś powieka, ale niepotrzebnie się rozbudzałam i utrudniałam sobie wytchnienie. Po wielu różnorakich ciężkich nocach nie miałam się jednak czemu dziwić. Nie czułam się bezpiecznie, ani w pełni komfortowo sama ze sobą, najbardziej bojąc się kolejnej prawdy, która mogłaby nawiedzać mnie nocą.

Tak naprawdę nie chodziło mi o czarnookiego. Może właśnie byłoby lepiej, gdyby to on i moje nieznacznie przyśpieszone tętno utrudniało mi tę noc. Może to robiło, ale w formie wyrzutów sumienia? Tak jakby tam w błogim stanie czekały na mnie inne wyjątkowe, ale osądzające tęczówki?

Nie potrafiłam stwierdzić, czy byłam mu coś winna. Czy może należałoby tłumaczyć się przed Ehorem, który pewnie chciałby mojego szczęścia, ale to ja odebrałam mu jego własne, jak zresztą całe życie?

Nie wiedziałam i skrzętnie się przed tym broniłam, po wstaniu słońca nie będąc wstanie nawet spokojnie usiedzieć w miękkiej pościeli.

Później nieprędko wszyscy obecni w mieszkaniu podnieśli się z łóżek. Właściwie to do mobilizacji i doprowadzenia się do porządku, zmusiła ich zajmująca się lokalem, starsza już nam znajoma służba Luizy, która to nie podejrzewała że w późnych godzinach przedpołudniowych ktoś tu jeszcze będzie spał. Nikt nie miał im za złe, należało w końcu wreszcie rozpocząć ten dzień.

Wyrwanie nas ze spoczynku okazało się całkiem słusznym zabiegiem, gdyż faktycznie pojawiło się parę kluczowych obowiązków. Podział ról początkowo okazał się skomplikowany, zwłaszcza że podczas śniadania większość uczestników jeszcze nie rozbudziło się na tyle aby być świadomym co się do nich mówi. Na szczęście nie tyczyło się to mojej babci, która wyglądała nadzwyczaj świeżo, energicznie i pięknie gdy spięła elegancko swoje siwe włosy i wreszcie jakkolwiek osobiście zadbała o swój wygląd. Jej widok tak mnie radował, że praktycznie większość posiłku nie potrafiłam oderwać od niej wzroku, zresztą jak i pewien starszy mężczyzna, który ochoczo podawał jej chleb i zaskakiwał drobnymi żarcikami czy anegdotkami.

Nie mogłam się na nich napatrzeć, zwłaszcza że niesamowicie bardzo przypominali mi moich zupełnie zakochanych w sobie rodziców, gdy mogłam obserwować ich podczas mych najszczęśliwszych dni jak tańczyli sobie w kuchni tak jakby jutra miało nie być. Ilekroć ich widziałam, śmiali się ze sobą do rozpuku, praktycznie że nie puszczając swoich rąk i każdego dnia patrząc na siebie z coraz to gorętszym sercem. Nawet wtedy gdy mama była już poważnie schorowana, a tatę sytuacja niesamowicie raniła.

Przypadek?Where stories live. Discover now