XLIX. Nocne deklaracje

2.5K 181 137
                                    

Położyłam się na dachówce, aby z pewnością nie zostać zauważona i mając ogromną nadzieję, że jednak przypadkiem się nie ześlizgnę w dół. Przynajmniej póki co.

Udało mi się dostać po dachach bardzo blisko budynku, który niedawno uznałam za bazę naszych obecnych największych wrogów.

Z boku ceglanej i mrocznej bryły, znajdował się spory prostokątny plac, otoczony wysokimi murami i elementami tej strasznej zabudowy. Na jego teren prowadziła otwarta brama, a pośrodku niego właśnie dopalało się ognisko, wokół którego spało spokojnie kilku mężczyzn. Niektórzy z nich zajęli taką pozycję, że ewidentnie mieli spędzić noc na straży, lecz zbytnie poczucie bezpieczeństwa ich zwiodło. Czuli się tu bezkarni i całkowicie swobodnie. Jak u siebie - w końcu od lat byli jednymi z tych co terroryzowali wyspę.

Z daleka rozpoznałam od razu Glino i tego przerośniętego troglodytę, który najprościej mówiąc, po prostu się do mnie dobierał. Przemknęli gdzieś po placu, ostatecznie wchodząc do wnętrza ich siedziby.

Gdy ich obserwowałam, nowa fala obrzydzenia dopadła mnie kolejny raz, do tego stopnia, że gdybym miała łuk, zdecydowałabym się wycelować śmiertelnym grotem wprost w szyję któregoś z nich, aby ich koniec był niezwykle marny. I niespodziewany.

Hamując swoją żądzę krwi, którą budziła we mnie wiecznie dramatyczna sytuacja i chęć przetrwania, nie ruszałam się kilka minut, próbując się zorientować, czy ktokolwiek stoi przy budynku na straży, lecz w widocznych miejscach, ewidentnie nie było żywej duszy. W takiej sytuacji, pozostało mi tylko znaleźć w wielkim kolosie miejsce, gdzie mogli trzymać moich najbliższych...

Postanowiłam w tym zaufać kobietom, z którymi rozmawiałam i na pierwszy ogień wzięłam sobie piwnice. Nawet z tego miejsca dostrzegałam drobne okienka rozmieszczone właściwie wokół całego budynku. Miałam więc tylko nadzieję, że postacie, których poszukuje znajdują się nie od strony głównej bramy, gdzie czuwała ochrona tego miejsca.

Nie byłam szczególnie przekonana, czy jestem gotowa działać i czy mam pomysł co zrobię, jeśli ktoś mnie nakryje. 

Postanowiłam jednak na początek i przede wszystkim zejść z wysoka, wtopić się jakoś w mrok i chociażby zacząć zaglądać do okienek, wierząc że nie odpowie mi z nich ktoś, kto niespodziewanie postanowi współpracować ze strażnikami. W końcu i w lochach mógł być ktoś dla mnie niepożądany.

Chwilę się natrudziłam, aby bezszelestnie po balkonach przemieścić się niżej, lecz ostatecznie stanęłam na ulicy, prawie że tuż przed przeraźliwą bramą o grubych i gęstych drutach. Gdyby wejście byłoby zatrzaśnięte mogłoby naprawdę stanowić drogę nie do przebycia. Zwłaszcza w przypadku ucieczki umęczonego więźnia.

Kicnęłam, zaczynając prawie się czołgać i rozglądać wokół, badając teren, zszokowana przy tym, że stojący nieopodal dwaj mężczyźni, byli bardziej zainteresowani dyskusją między sobą, niż tym że kilkadziesiąt jardów od nich w ciemności ktoś im umykał. 

Chyba pierwszy raz w życiu byłam gotowa do tak energicznego, ewentualnego podniesienia się z ziemi i biegu w przypadku takiej konieczności.

Wierzyłam jednak, że obejdzie się bez tego i postarałam się jednak trochę oddalić, aby przebiec do innego budynku, a potem powrócić do ściany tego, który był moim celem. Wiedziałam, że w tym momencie pozostało mi już tylko zajrzenie do każdego z okienek się tu znajdujących, a było ich naprawdę mnóstwo i wierzyłam, że nie posunę się do konieczności sprawdzania i tych ze ściany frontowej. To już byłoby wyjątkowo trudne do wykonania. 

Z tego miejsca dostrzegłam dokładnie jak nieszczęsnej wielkości były to szczeliny. Właściwie to powietrze mogło mieć trudność, aby wdzierać się do środka, nie wspominając już o ewentualnych promieniach słonecznych. 

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz