CI. Skrajna prośba

194 17 10
                                    

Spotkanie Gael w takim momencie było wręcz jak zbawienie. Nie mogłam przewidzieć tego, że ktoś przypadkowo napotkany byłby w stanie tak mnie zrozumieć i zaakceptować wszystkie z moich chaotycznych słów.

Spadła mi z nieba, gwarantując ogrzanie, napojenie i przekazanie czegoś do jedzenia, z czego to ostatnie nie potrafiło przecisnąć mi się przez ciągle zaciskające się gardło.

Kobieta dodatkowo w całej swojej dobrotliwości i bezgranicznym zaufaniu do kogoś, kto dopiero wydostał się z ciemnego i podejrzanego tunelu, finalnie zobligowała swój oddział, z naciskiem na krety i karłów, do podjęcia wszelkich starań do otworzenia pozostałym drogi na powierzchnie i potraktowanie napotkanych najlepiej jak tylko było to możliwe, nawet pomimo złowrogich pysków doczepionych do nas minotaurów, które pewne były że przeżyją pewien szok kulturowy, po raz pierwszy konfrontując się  z widokiem nieba, świeżym powietrzem, czy chłodem i strukturą śniegu.

Co więcej okazało się iż słyszała o podróży, na którą zdecydowałam udać się po dość niespodziewanym pojawieniu się w Narnii. Plotka o moich ambicjach rozeszła się w pewnych kręgach, przez co i ona miała świadomość że najprawdopodobniej tkwiłam się gdzieś w pobliżu i tylko czekała na informację o powodzeniu tego zadania. W efekcie tego, nie tylko bardziej niż ja, spodziewała się tego nietypowego spotkania, ale i co najważniejsze, ani na moment nie wątpiła w powodzenie tego, co osobiście wyszarpałam sobie najgorszym kosztem.

Niestety na jej konkretne pytania i w pełni zrozumiałą ciekawość, nie bardzo potrafiłam odpowiedzieć, a przynajmniej nie tak jakby tego oczekiwała. To co przytrafiło się nam pod ziemią, jakie miejsca widzieliśmy, stwory spotkaliśmy, wymiar krzywd jakie doświadczyliśmy ciężko było zrelacjonować w jakichkolwiek ujmowalnych skalach.

Dziewczyna, a raczej kobieta pozbawiona tej dawnej nieświadomości i niewinności, patrząc tylko na stan naszej dwójki, a potem faktycznie i całej grupy - rozumiała jednak sprawę wyłącznie poprzez słowa wydarte z skomplikowanych tłumaczeń i sama zaproponowała zorganizować nam transport do Ker-Paravelu. Bowiem pokracznie tłumacząc stan dopiero wyciąganego Teussa, zawzmiankowałam kilkukrotnie iż w miejscu tym widziałam ogromne nadzieje, a ta temu nie zaprzeczyła, w ten sposób dodatkowo mnie motywując do próbowania w kontynuowaniu tej rozpaczliwej walki o mojego mentora, moją opokę.

Tak więc jeszcze podczas rozkopywania dziury i wydobywania stamtąd kolejnych uczestników ucieczki z Kraju Płytszego, dobrotliwa Gael posłała także po konie, abyśmy mogli dokonać ich zmiany. Nie zabrakło również propozycji wygodniejszego powozu, do którego mogliśmy przełożyć biednego Teussa, któremu na tym etapie było już wszystko jedno. Nie dało się już z nim nawiązać kontaktu, mimo ciągłego ocucania go przez Luizę, która starała się wmówić mu iż jego uratowanie było już naprawdę bliskie, co w pewnym stopniu było wciąż łgarstwem.

Szykowała się nam jeszcze jedna konkretniejsza podróż.

Gdy ostatnia gruda gruntu odpuściła, a konie wraz z powozem wydostały się na powierzchnię, nasi przyjaciele otrzymali podobnie jak my wodę, futra czy jedzenie, a Eustachy zaskakująco przyjaźnie przywitał się z Gael, z którą zasadniczo kontakt niegdyś to w dużym stopniu go omijał, jako że miał w swoim życiu etap bycia pokrytym smoczymi łuskami, a dziewczynka spędzała wiele godzin w kajutach na Wędrowcu, z dala od paskudnych uwarunkowań pogodowych.

Praktycznie w tamtym momencie również dotarła do nas bardziej to bryczka, zaprzęgnięta w eleganckie i pełne sił konie. Oczywistym stało się jednak, że wszyscy nie byliśmy w stanie pomieścić się w nią, a patrząc na naszą wymęczoną grupę, każdy zasługiwał aby pozostać tutaj i wypocząć, co Gael zapewniała nam w niedaleko położonym stąd obozie.

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz