LVII. Podstępna księga

2K 81 82
                                    

Wzięłam głębszy wdech i kopnęłam kolejne drzwi, powodując ich nagłe otworzenie się. Gdybym zrobiła to solidniej, prawdopodobnie nie tyle co udałoby mi się je wywarzyć, a połamałabym sobie nogę przez ich ciężar i grubość. Takie wrota mogły prowadzić do schronu, a nie zwyczajnego pokoju, jednak nie mi było oceniać tę aranżację.

Energicznie zajrzałam do pomieszczenia, ściskając w dłoni sztylet, którym wcześniej zaatakowałam mojego niewidzialnego przeciwnika. Od momentu przekroczenia pierwszego progu, ani na chwilę nie puszczałam go z dłoni, czując że z dobrym operowaniem mieczem w tej sytuacji i stresie bym sobie nie poradziła.

Nie wiedziałam bowiem gdzie jest Łucja i ten fakt tak mnie paraliżował, bo przecież wkroczyła tutaj zaledwie może niecałą minutę przede mną, a zupełnie rozpłynęła się w powietrzu, a raczej w plątaninie korytarzu utworzonej w tym wielkim domu.

W dodatku przeraźliwie pustym.

Nie wykrywałam tu, żadnej żywej ludzkiej duszy, w tym nawet szmeru przebiegającej myszy.

Co ciekawsze, sypialni pokroju tej, do której właśnie gwałtownie wparowałam, zwiedziłam już co najmniej cztery. 

Dla kogo były te łóżka, skoro najwyraźniej nikt tu nie mieszkał? A jeśli jednak, to gdzie w tej chwili był i jeszcze ważniejsze; co to miejsce zrobiło z moją ukochaną przyjaciółką?

Co najstraszniejsze wszystko wydawało się używane. Na szafkach nie znalazłam ani uncji kurzu, co aż wychodziło poza normę, w miejscu które miałoby być od lat opuszczone.

Zaczynałam coraz bardziej się stresować, mając na uwadze co niedawno się wydarzyło i jak przykre doświadczenia spotkały moją praktycznie że siostrę podczas tego pobytu w Narnii. Zamknięcie w lochach i rozdrapanie ran przeszłości, przez które miałam wrażenie że ta przekochana istotka traciła blask w oczach coraz to bardziej. Chyba gubiła się w tym wszystkim i nawet ten świat, nie pomagał jej się poskładać - wręcz jeszcze bardziej mącił przez dwojakość naszych żyć.

Co jeszcze bardziej dobijające - do tej pory dla mnie to wszystko, czyli przede wszystkim ckliwa historia i zapędzenie do tego domu; wyglądało na ukartowany podstęp, którego głębszego sensu niestety nie potrafiłam rozczytać.

Zrobiłam parę bezcelowych kroków po pokoju, mocno przypominającym ten, w którym obudziłam się u Berna, jednakże bez paskudnych ścian, barwy zgniłej pomarańczy.

Przekraczałam tak każdy denerwująco wysoki próg, dziwiąc się że jeśli dziewczyna w ogóle dostała się na piętro, najwyraźniej wiedziała gdzie się kierować, chociaż takich informacji od naszych porywaczy nie otrzymałyśmy. Może należało wybrać pierwsze drzwi z brzegu i nie szukać na siłę?

Warknęłam coś pod nosem, wychodząc na korytarz i zostawiając za sobą otwarte wejście, aby nie zagubić się w plątaninie korytarzyków i pokojów. Ten dom z zewnątrz wydawał się dużo mniejszy, podczas gdy tutaj naprawdę był gigantycznym labiryntem - szybko przekonałam samą siebie, że to kwestia jakiegoś typu czarów, gdyż nawet dobra aranżacja wnętrza, nie zdołałaby zrobić czegoś takiego. 

Mogłam dosłownie urządzać sobie maratony po korytarzu, aby wpadać w następny, a różnych odnóg, skrętów i przejść naliczyłam już kilkanaście. Nie wspominając nawet o następnych wrotach, których nawet w tej chwili wskazać na widoku mogłam aż czternaście.

Mogłabym spędzić życie na przeszukiwaniu tych pomieszczeń, a miałam wrażenie że  i tak nie sprawdziłabym wszystkich z dostępnych.

Miałam ochotę zacząć bić głową w ścianę z powodu bezsilności jaką wówczas czułam, nie wiedząc już nawet z której strony znajdowały się schody na dół. Dodatkowo bałam się chociażby oddychać, wcale nie będąc pewną, czy kolejna jakaś napotkana niewidzialna istota, nie zdecyduje się poderżnąć mi gardła.

Przypadek?Onde as histórias ganham vida. Descobre agora