XCIX. Jedno dążenie

208 16 17
                                    

W swych działaniach starałam się uzewnętrznić całą swoją złość, wściekłość, rozpacz i ból jaki czułam, szczególnie przez i wobec samej siebie, wobec tego co w pourywanych wizjach miałam okazję zobaczyć, co kompletnie skreśliło mi dobry obraz siebie w jaki do tej pory w minimalnym stopniu wierzyłam.

Nie potrafiłam przestać, kolejny raz unosząc miecz, niegdyś należący do Kaspiana i już kolejny raz rozszarpując nim to, co niegdyś stanowiło ciało. Władczyni? Gada? Potwora?

W przypadku tego ostatniego, jedynego jakiego byłam w stanie zobaczyć, dostrzegałam wyłącznie we własnych dłoniach, obecnie brudnych od krwi, od innych płynów, od łez i wszystkiego co mi się napatoczyło. Niewątpliwie byłam w kompletnym amoku, żądna jej krwi i krzywdy, chociaż moja ofiara od dawna musiała już nie żyć.

Mimo to nie chciałam przestawać, łudziłam się że te poczynania jakkolwiek mogą zmienić beznadziejność tej sytuacji. Do tego stopnia bardzo w to wierzyłam, że przez pierwsze chwile zignorowałam nawet fakt że w pomieszczeniu zrobiło się ciemniej, zielone płomienie okalające ściany ustały, a cała przestrzeń kompletnie niespodziewanie zaczęła drżeć, tak jakby sklepienie zaraz miało zawalić się nam na głowę.

— Wiktoria. — padło już któryś raz, co znowu spróbowałam zignorować, miażdżąc w tym momencie to co niegdyś musiało być przełykiem, w naprawdę długim cielsku istoty. Wstrząsnęłam gwałtownie rękoma, próbując odgonić osobę, która starała się do mnie dotrzeć. Nie chciałam go słuchać, w tym momencie nie bardzo będąc w stanie oddychać, bo ciągle przyduszałam się własnymi łzami, trzęsąc się prawdopodobnie tak bardzo jak nigdy wcześniej.  — Wika... — zostało rzucone ponownie, a wtedy moje ramiona zostały stanowczo szarpnięte, tak że nieważne jakbym się nie zapierała, w tym stanie nie potrafiłam zostać na swojej pozycji i zsunęłam się bezsilnie, aby usiąść na podłożu.

Międzyczasie wypuściłam z rąk broń, aby sięgnąć nimi do swojej twarzy, próbując ukryć się przed wszystkimi tu obecnymi, w pierwszej kolejności Eustachym, który próbował się do mnie dobić.

Oni nie byli jeszcze świadomi wszystkiego co zostało mi pokazane i tego jak zdarzenie to bardzo namieszało w moim systemie wartości - w mojej wizji samej siebie, upartej dziewczyny, która zawsze dążyła do dobra innych... Okazywało się bowiem, że ta druga fraza bardzo mijała się z prawdą, tak jak właściwie wszystko co wiedziałam o sobie i swoich najbliższych, bo co niby moi rodzice robili w Narnii?

Choć przecież wszystko się łączyło i miało prawo bytu zważywszy na fakt iż wyraźnie usłyszałam w tym chaosie ułamek historii, w której moi rodzice za przyczyną Belkis trafili do tego świata, aby objąć koronę po ostatnim z starej dynastii, jako że moja matka w jakiś zawiły sposób związana była z tym rodem i to najwyraźniej sięgając w tym wyjątkowo daleko.

Podświadomie chciałam sobie zaprzeczyć, że przecież rodzice gdy jako dziecko żyłam w Londynie, nigdy nie wspominali mi o czymś tak zawiłym w ich życiu jak wieloletnia egzystencja w innym świecie, gdy uświadomiłam sobie coś oczywistego i wspomniałam treść wszystkich dziecięcych bajek jakimi byłam faszerowana - o centaurach, smokach i innych niezwykłościach...

Choć co ciekawsze, główną tego inicjatorką był nikt inny jak moja babcia... Co w takim razie nasuwało mi prosty wniosek jakoby wiedziała o podróżach rodziców... Czy może dziadek lub Janek również wiedzieli, a to tylko ja pozostawałam w nieświadomości i obłudzie? Zresztą praktycznie identycznie do tego co działo się w moich wizjach, gdy wcale nie rozumiałam stanu w którym żyłam przez wiele lat jako skaza...

Nawet bez odpowiedzi, na którekolwiek z powyższych pytań, złościłam się na najbliższych sobie za ukrywanie przede mną wszystkich niezbędnych informacji co do samej mnie... Nie wiedziałam tylko, czy wspominałam w tym momencie o ludziach z tego czy tamtego życia... Tylko które było którym i bardziej moim? I czy w ogóle tamto, które zobaczyłam stanowiło rzeczywistość i można byłoby je zrównywać z moją osobą?

Przypadek?Where stories live. Discover now