XXIV. Prawdziwe braterstwo

3.4K 204 103
                                    

Z każdym krokiem podnosiłam nogi coraz wyżej, przedzierając się przez gęstą trawę i zażarcie próbując aby nie wyglądać przy tym zupełnie głupio. Woda w w przemoczonych butach i odgłos chlupania nijak jednak nie pomagały w zachowaniu powagi i spokoju.

Wraz z Gromojarem, Świdrogrzmotem i Edmundem przedzieraliśmy się przez polanę na której unosiła się gęsta mgła... Jakkolwiek ona dała radę tu istnieć, udawało jej się to, a ja nie miałam czasu na głębsze rozważania na temat chmur, czy innych zjawisk.

Niebo zaszło szarymi kłębami i puściło na nas mżawkę lodowatego deszczu, mimo właściwie godziny bliskiej południa.

Takie warunki zupełnie potęgowały we mnie strach i poczucie jakiegoś ogólnego niepokoju. Krew sama mroziła się w żyłach, zresztą nie tylko ona, bo aż drżałam z zimna. To była nagła zmiana warunków atmosferycznych. 

 — Nadal uważasz, że to był dobry pomysł, abym z wami tam szła? — spytałam starając się z całych sił, nie spojrzeć za siebie, w stronę Kopca. Dostałam takie zadanie, gdyż w końcu pewnym było że mimo iż nie dało się tego zauważyć, w tym momencie spoglądał na nas cały las przepełniony Telmarami - może więc moje trzęsienie się nie pochodziło wyłącznie od temperatury, a także faktu że po prostu byłam przerażona.

Z całym przekonaniem jednak - nie tak powinien wyglądać narnijski poseł.

Czarnooki powoli uniósł gałąź drzewa, jednego z tych, które każdy z nas po kawałku za sobą ciągnął. Nieco przysłaniając nim swoją twarz, odrzekł w moją stronę:

— Możemy zostawić te dyskusję na później? Chciałem abyś ze mną była, abyś jakkolwiek wsparła...  — oświadczył na co ciężej przełknęłam ślinę, też wahając się nad podniesieniem gałęzi i jeszcze dyskutowania. Nie byłam pewna czy w tym stanie będę potrafić. Sytuacja chyba mnie przerastała. — Po prostu Cię tu potrzebuję.

Zamilkłam akceptując sytuację. Może nawet zrobiło mi się cieplej przy sercu, ze tak ujął sprawę, choć jednocześnie coś ukłuło mnie w związku z tym co usłyszał z mojej rozmowy z Piotrem. Bardzo chciałam mu to wyjaśnić, choć nie wiedziałam jak - zwłaszcza że w tym co zrobiłam, co powiedziałam, było dużo sprzeczności. I uczuć, których jeszcze nie rozumiałam.

Wbiłam wzrok centralnie w las, który pozornie zdawał się być zwyczajnym lasem. Analizowałam ile setek, tysięcy, a w mojej głowie nawet i milionów Telmarów teraz tam tkwiło. I bardzo głęboko wierzyłam, że przynajmniej teraz wobec nas nie mieli zbyt drastycznych zamiarów.

Idąc jednak w ramię w ramię z Edmundem i mając tuż przy boku potężnego Świdrogrzmota, a kawałek dalej Gromojara, było mi jakoś lżej. Może łudziłam się, że w przypadku zdradzieckiego ostrza w plecy, będzie miał kto zabrać stamtąd moje ciało?

Aż wstrząsnęłam głową, próbując pozbyć się tak strasznych myśli, zwłaszcza po tym jak zaledwie kilkadziesiąt minut temu sama odznaczyłam się wyjątkową wiarą i nadzieją. Słabo zasychająca krew na dłoni jeszcze mi o tym przypominała...

Musiałam pozostać w tych dobrych myślach. Przynajmniej póki co - chociaż na moment.

Ubranie na całej długości ciała się do mnie przylepiło, mimo ze niedawno dopiero się przebierałam. Zostałam wciśnięta w nowe czarne spodnie, sporą koszulę tego samego koloru, która przewiązana była pasem z bronią. Dostałam też dość wysokie buty, jak zwykle o pewnie dwa rozmiary za duże. Oprócz tego zostałam jako jedyna z tu obecnych przystrojona w czarną chustkę, która zakrywała moja głowę, a jednocześnie obwiązywała twarz, tak że dobrze widoczne były tylko oczy - ponoć miało to być związane z tym, że kobiety nie występowały zbyt często w roli posłów i aby w jakiś sposób nie zostało uznane to za obrazę... Nieważne jak staroświeckie i głupie było takie myślenie.

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz