LXXXII. Wyjątkowe oddanie

376 16 40
                                    

— Jesteś ze mną czy przeciwko mnie? — spytałam bezpośrednio, patrząc w wielkie ślepia i pierwszy raz widząc, że te mogą mnie zawieść.

Czułam się z tą sytuacją wyjątkowo dziwnie i źle. Od tylu lat nigdy nawet nie odważyłam się kwestionować tej współpracy, nigdy nawet nie odważyłam się pomyśleć, że ten nie zabrałby mojej strony w jakiejś naprawdę istotnej sprawie... Właśnie to jednak robił i to choć może nie w najgorszym, najbardziej brutalnym ku temu momencie, to wciąż wybierając najgorszą z możliwych opcji, praktycznie sposób na wykonanie tego ciosu poniżej pasa i zmieniającego mi spojrzenie na rzeczywistość.

Mój przyjaciel stał właśnie zwrócony bardziej w stronę kierunku z jakiego tu przybyliśmy i próbował przemówić nam do rozsądku, sugerując natychmiastowy powrót do Narnii, do Ker-Paravelu, bo jak się okazało właśnie stamtąd wyruszył, z celem niewsparcia naszej ekspedycji, a właśnie wręcz przeciwnie - planując zawrócić nas z samobójczej wyprawy.

Co ciekawsze jednak tuż za nim stał nie kto inny jak Luiza i to ona okazała się tłumaczem w tej sytuacji.

Tylko ona go w miarę rozumiała.

Rozpoznawała jego mruknięcia i gesty.

Nie ja.

Nie najbliższa mu osoba. Przynajmniej wedle mojego przeidealizowanego mniemania.

Czułam się więc zdradzona, widząc że gdy wcześniej przesadziłam trochę z emocjami, rzuciłam za wieloma cierpkimi słowami i o mało nie posunęłam się do rękoczynów, on wciąż zasłaniał ją ramieniem, gotów wziąć odpowiedzialność za jej zdrowie i bezpieczeństwo - poprawka, zrobił to, ciągnąc ją tutaj prze tak długi czas, dzieląc z nią chwile których ja nigdy właściwie nie dostałam, w chaosie, otoczona wieloma innymi sprawami... Czy więc mogła stać się ważniejsza?

Niewiele dałam im w tym wszystkim wyjaśnić, jedynie dowiedziałam się między słowami, że zaledwie dwie doby po naszym wyruszeniu z zamczyska, do portu ponownie przybył Wędrowiec, gdyż stan Kaspiana nagle się pogorszył i zdecydowano iż jeśli miałby skonać to lepiej aby do tego doszło na stałym lądzie i w jego własnym łóżku. Na pokładzie był z nim oczywiście Teuss, od lat będący jego prawą ręką obok Zuchona... Może nawet tą istotniejszą, gdyż ciągle pozostawał przy królu i pomagał mu w każdej sytuacji, właściwie od momentu gdy pozostawiliśmy ich we dwóch na granicy świata, te ponad trzydzieści lat temu wedle ich czasu.

Tym jednak była spowodowana jego nieobecność w zamkowych murach, a gdy powrócił wraz z królem do stolicy i wspólnie zostali postawieni przed faktem dotyczącym tego, kto znienacka przybył do ich świata, a potem podjął się wręcz absurdalnej misji. Minotaur od razu dostał polecenie ścigania nas i przemówienia do rozsądku, sprowadzenia z powrotem.

Przy tych rozkazach znalazły się prośby i takie, jak to że Kaspian życzyłby sobie abym była przy nim w momencie jego rychłego odejścia, a jeśli stawiłabym się w zamku, był gotowy oddać mi koronę i królestwo, uważając że byłabym najodpowiedniejszą osobą do zasiadania na tronie narnijskim, z racji braku jego potomków, czy jakiejkolwiek rodziny która byłaby tego godna - ten cytat akurat ledwo przedarł się przez gardło Luizy, więc naprawdę byłam skłonna uwierzyć w jego autentyczność.

Brzmiało to jednak co najmniej idiotycznie i totalnie nierealnie, patrząc na to że ani nie widziałam się w roli królowej całego państwa, choć gdzieś bardzo dawno miałam takie infantylne marzenia, a do tego dało się zauważyć że przybysze z tamtego świata znajdowali się tu tylko momentami, a potem go opuszczali niezależnie od swoich planów czy woli - jak to się chociażby stało z rodzeństwem Pevensie.

Sumując to wszystko, łatwo dało się wysnuć wniosek, że z pewnością nie nadawałam się na królową, a także mieliśmy przecież misję od Aslana opierającą się na znakach i odnalezieniu syna mojego przyjaciela. Nie mogłam tego porzucić, tak jak Teuss nam sugerował od pierwszych chwil po obudzeniu.

Przypadek?Where stories live. Discover now