XXXII. Bolesne głosy

2.6K 174 67
                                    

Zimno. Chłód.

Parzące uczucie na kończynach, które aż mi je uciskało i trawiło. Gorąco? 

Nie - tak potworny, bolesny mróz.

Sztywniały mi palce, a nosa nie czułam.

Miałam je wszystkie w ogóle? 

Wcale nie byłam do tego przekonana.

Śnieg. Wszędzie. Ogromna ilość białego puchu, który skrzypiał pod stopami, za sprawą najmniejszego ruchu. 

Gdziekolwiek były moje stopy. 

Czy istniały? Również ciężko stwierdzić.

Czułam jednak sztywność małego palca u prawej nogi. Potworność. Będzie potrzeba amputacji?

Oddechy ciężkie, strudzone, przepełnione płaczem. Łzy zaschnięte na skórze. Parujące niczym z rozgrzanych maszyn. 

Te od razu musiały zamieniać się w sople. 

Mieszanka termiczna, dosłownie. Gorąco w sercu, chłód na powierzchni.

Zamarzły mi rzęsy. Byłam tego pewna.

Głosy w ciemności. Bełkoczące, niezrozumiałe. Nieznane, a tak uczuciowe. Tak bolesne. Szum drzew, albo dusz człowieczych. 

Ciężko rozpoznać, gdy prawdopodobnie jeden wszechświat miesza się z drugim.

Rzeczywistość, z tą inną.

— Co z nią?

Trzy słowa, a sprawiły jakby ostrza przedarły mi się przez serce. Gdziekolwiek ono było.

Co jest? Z kim jest? Czemu tak to zabolało?

— Źle.

Krew wszędzie. Morze czerwonej cieczy na białym puchu. Moje oczy wręcz zostały zalane mi tą barwą. Przerażająco wyraźną.

Dreszcz przedarł moją skórę. Włosy stanęły mi dęba.

Fala obrzydzenia. Czy ktoś oblewał mnie tą mazią? Byłam przekonana, że właśnie znalazłam się w basenie po trupach.

Jak wtedy w zamku. Ale czy to było realne?

Co było prawdą?

Dosyć.

Co jest?

Mrok, śnieg, mgła i krew. Niezrozumiała kombinacja.

Świat migotał mi przed zamglonymi oczami. Niewiele widziałam i jeszcze mniej rozumiałam. Sylwetki ludzi gdzieś w pobliżu - ukryci pod drzewami, schowani w ciemności, w strachu i niepewności.

Przerażeni, zniszczeni i skrwawieni.

Tylko ludzie? Chyba nie.

Konie. Sporo koni. Chyba, a może nie?

Centaury?

Nie.

Albo tak...

— Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze. — męski głos, pozornie tak cholernie znajomy. Czemu nic nie mogło być jasne i przejrzyste?

Nie miałam pojęcia co się dzieje. Nie łapałam kontaktu z rzeczywistością choć była mi tak bliska.

Ryk bólu i szloch. Wilgoć zalała mi policzki. To ja płakałam? Czy to ja krzyczałam? Brzmiało dramatycznie.

Przypadek?Donde viven las historias. Descúbrelo ahora