XLI. Samolubne dzieci

2.4K 174 100
                                    

Uniosłam wzrok, ostrożnie przekładając nogi aby siedzieć po turecku na beczce. Wystawiłam dłoń w kierunku towarzyszącego mi Teussa, który zrozumiał sygnał i dosypał mi na rękę kilka ziaren słonecznika, które mieliśmy na pokładzie, a nikt się nimi do tej pory nie zainteresował. Ja postanowiłam to zrobić i dobierając się do coraz to kolejnych kawałków, zajadałam się nimi, co tak strasznie przywodziło mi na myśl, najszczęśliwsze lata dziecięce. 

Babcia Pola zawsze mnie nimi faszerowała, aż zbyt pilnie. Byłam niegdyś uzależniona od tego pożywienia i Kaspian proponując mi je, zachował się zupełnie jakby był mu to znany i oczywisty fakt. Raczej jednak nie miał skąd tego wiedzieć, ewentualnie nie pamiętałam jak dwa lata temu, w którejś z luźnych rozmów mu o tym szepnęłam.

W skupieniu obserwowałam dwójkę królów, którzy właśnie w ramach pokazu okładali się mieczami, nieustannie wzajemnie się zaskakując. Ku mojemu zdziwieniu Edmund mimo dwuletniej przerwy od pojedynków, a z pewnością prowadzonych w ten sposób - radził sobie wybitnie, jak nie nawet lepiej niż kiedyś.

Dorósł, urósł i zmężniał. To z pewnością w tej sytuacji mu pomagało, choć niekoniecznie w zachowaniu równowagi i zdrowego rozsądku - z tym musiał poradzić sobie sam.

Z tego skupienia niekiedy prawie zapominałam o pozbyciu się łupy poszczególnego ziarenka i wpychałam je sobie do ust, aby po chwili z niesmakiem wypluć. Obserwowanie tej dwójki było wręcz przerażająco hipnotyzujące, aż do tego stopnia że dosłownie przestawałam myśleć, wsłuchując się w szczęk obijającego się o siebie metalu.

Tej potyczce przyglądał się prawie cały statek i marynarze dopingowali swoich kandydatów, pewnie niewiele zabrakło a zaczęliby robić w tej sprawie zakłady. Jeszcze chwila i naprawdę byliby do tego zdolni.

Kaspian wykonywał wszystkie swoje ruchy z niezwykłą precyzją i wręcz harmonią. Nic nie robił przypadkowo, każde uderzenie ciągnęło za sobą kolejne, równie dobrze przemyślane, które sprawiało odtrącenie rywala, który mimo bycia młodszym i nieco niższym, nie radził sobie wcale tak źle. Mimo ewidentnie większej chaotyczności, na każdy ruch reagował natychmiastowo, oczywiście bezbłędnie go hamując.

Na twarzach obojgu malowało się ogromne skupienie i rozwaga w tym co robili, a jednocześnie wkradały się na nie uśmiechy, ponieważ doskonale bawili się w tym co robią. Spotkali się po tak długim czasie i znów mogli przetestować swoje możliwości i po prostu miło spędzić czas. Jeśli w taki sposób można było nazywać udawaną próbę poderżnięcia sobie gardeł.

Mimowolnie się uśmiechałam, patrząc na kolejne sukcesy ze strony pewnej czarnookiej Księżniczki, która mimo naszej wczorajszej rozmowy, wciąż w moim sercu nią pozostawała. Choć oddałam mu kryształowy narząd, mój własny wciąż szalał na jego punkcie i nic nie zapowiadało, aby miało się tu coś zmienić. Nie miałam nawet czego i przed kim ukrywać... Nie potrafiłam tak nagle zmienić całego swojego nastawienia, choć niezaprzeczalnie mnie skrzywdził swoim chłodem.

Chwilami nawet zapominałam, że gdy skończą walkę, nie będę mogła podbiec do władcy i po prostu w odruchu go przytulić - no chyba że Kaspiana, bo wydawało mi się, że on tak perfidnie by mnie nie odtrącił. W końcu jak usłyszałam byłam poniekąd jego siostrą, co schlebiało mi szczególnie i przypominało chwile gdy w ten sam sposób traktował mnie Piotr, czy nawet Zuzia. Bardzo za nimi tęskniłam i żałowałam, że nie przyszło nam się znów spotkać w tym świecie... Miałam jednak nadzieję, że coś takiego będzie mieć miejsce. Wydawało mi się przecież, że tym razem nie utracę w ten brutalny sposób kontaktu z Pevensie... Przynajmniej z Łucją, bo akurat co do jej brata nie wiedziałam jakie miałby plany w przypadku powrotu do Londynu.

Między swoimi myślami zauważyłam, że doszło do momentu, gdy postać pochodzenia telmarskiego, zaczęła celowo zachęcać rywala, do bardziej konkretnych czynów. Ponaglał go do wykonania ostatecznego ataku, gdy sam nie zamierzał się ruszyć. Było to perfidne, ale i sprytne - trzymałam kciuki, aby Edmund nie okazał się na tyle głupi i sam poczekał na ostateczny atak. Taką sytuację można było w końcu nieźle przekręcić.

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz