IX. Mięśniowa pamięć

5.1K 256 109
                                    

Nie muszę chyba nawet streszczać, jak wyjątkowo zła byłam, gdy Piotr uparł się na ten pojedynek łuczniczy. W tym celu musieliśmy udać się znowu w stronę lasu, jednak na szczęście ten nie wpadł na pomysł, aby chociażby wspinać się znowu na Ker-Paravel z jakiegoś nagle odkrytego absurdalnego powodu.

Jak się dowiedziałam, ktoś wreszcie pomyślał i zanim do mnie wrócili, zrobili zapasy w jabłkach, w wystarczającej ilości możliwej do udźwignięcia i zjedzenia w jakieś dwa dni, bo później te zaczną gnić, a także byłyby dodatkowym zbyt dużym obciążeniem.

Gdy jednak Zuchon wraz z Zuzanną, na skraju lasu zaczęli zestrzeliwać cele, jedna sprawa nie dawała mi spokoju i wcale nie były to nawet rozważania o głosie znad wody, czy tej dziwnej elektryczności między mną, a Edmundem.

Miałam na myśli mój szalik.

Nikt z osób, które były przed chwilą w ruinach, nie zwrócił uwagi na to czy ten gdzieś tam nie leżał, przynajmniej nikt mi tego nie zasugerował, bo wprost było mi zwyczajnie wstyd pytać, o tak błahą z ich perspektywy rzecz, a jakoś nie chciałam musieć wyjaśniać czemu ten jest tak szczególny.

Teraz gdy patrzyłam jak Zuzia strzałami zrywa konkretne liście z gałęzi drzew i jak Zuchon zostaje rozkładany na łopatki, coraz głębiej zastanawiałam się czy nie jest to aby z pewnością dobry moment i moja ostatnia szansa, aby poszukać przedmiotu.

Niewiele zostało mi w końcu po matce, czego dziadek Grzegorz by nie wyrzucił lub sprzedał i co było też typowo stworzone dla mnie. Może co najwyżej jeszcze pewna dziecięca sukienka, o którą wykłóciłam i się i właśnie znajdowała się głęboko w mojej szafie...

Ten szalik był jedyną rzeczą, którą miałam do użycia tak na co dzień i która oprócz gwiazd sugerowała mi bliskość matki.

Zresztą jak pomiędzy drzewami spoglądałam w stronę dawnej najprawdopodobniej ścieżki do zamku, z każdą chwilą miałam coraz większą potrzebę tam iść, nieszczególnie jednak znajdowałam dobry pretekst. Uzbrojona byłam nawet ponad to co potrzebowałam, gdyż wciąż przy sobie miałam kołczan i łuk, których nie potrafiłam używać. 

— Myślę, że ten pojedynek mija się z celem... Legendy piszą o umiejętnościach łuczniczych królowej Zuzanny i w tej chwili jestem zupełnie poniżany. — stwierdził wreszcie Zuchon, zaraz po tym jak królowa strzałą praktycznie zestrzeliła podrzuconego przez Piotra kamienia, tak że oba elementy odskoczyły nagle w dwie różne strony, wręcz z iskrami.

Porzucając marzenia o odzyskaniu mojej ulubionej części garderoby, postanowiłam chociaż chwilę skupić się na tym co się dzieje i zwyczajnie to podziwiać. Precyzja dziewczyny robiła na mnie niesamowite wrażenie i gdzieś w duchu pewnie nawet jej zazdrościłam tak idealnie wyćwiczonej umiejętności. Byłam też pod podziwem, że przez ten czas, gdy nie było jej w Narnii, zupełnie nie zapomniała jak się to robi... Tu jednak jak w moim przypadku z władaniem bronią białą, zadziałała pewnie pamięć mięśni.

— Czyli teraz już nam wierzysz? — spytał Piotr, dumny z tego że właściwie jego rodzeństwo przemówiło stworowi do rozumu. Teraz należało zrobić to jeszcze w kwestii istnienia Aslana, którego wyjątkowo kwestionował i akurat nawet ja to czułam.

— Można tak powiedzieć. — mruknął karzeł, spoglądając w moją stronę z westchnieniem, w taki sposób że momentalnie zrozumiałam o co mu chodzi.

— Pierwszy raz jestem w tym świecie i nigdy nie trzymałam łuku w rękach, to dopiero byłby nierówny pojedynek. — oświadczyłam patrząc na niego bacznie i sugerując mu wzrokiem, aby nawet nie próbował mnie namawiać, bo nie zamierzam się błaźnić. Uniosłam też ręce, w taki sposób jakbym w tym momencie rezygnowała i się poddawała.

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz