CXXVIII. Ujarzmione gady

62 13 19
                                    

— Tak zupełnie szczerze... Ten plan nie ma sensu. — zauważyłam automatycznie spuszczając z siebie powietrze, czując jakby przy tym pękał jakiś balonik. Tłoczyło się to we mnie przez ostatnie minuty, a nawet i godziny gdy Tirian zdołał wprowadzić nas do wieży pełnej broni i sucharów, a potem przedstawił ambitny plan, wedle którego małą grupą mieliśmy skierować się do stajni, z to której dopiero co uciekaliśmy i wyciągnąć stamtąd bliskiego przyjaciela króla - jednorożca, o którym nam wspominał.

Uważałam, że gdy kłębiła się tam może i cała armia kalormeńska, a przy tym mnóstwo stworów zaślepionych słowami podobno Aslana, była to raczej misja samobójcza i zbyt ambitne zadanie dla ratowania pojedynczej jednostki... Choć bardzo przypominało mi to odwróconą sytuację z Bernu, gdy to ja naciskałam aby podejmować się głupstwa i ratować konkretne osoby zamiast zbiorowości.

Tym razem jednakże nawet nie mieliśmy pewności, że Klejnot jeszcze żyje, że w ogóle wciąż tam jest. Ogólnie rzecz ujmując nawet nie wiedzieliśmy gdzie to wszystko zmierza i właściwie jeśli mieliśmy odnieść jakiś sukces - nie w pojedynkę, potrzebowaliśmy posiłków z Ker-Paravelu, powinniśmy wyjść na spotkanie Runwidowi i reszcie. 

Władca spojrzał na mnie z przekąsem, niejednokrotnie tego poranka zakwestionowałam jego polecenia, poddawałam je wątpliwościom i zdecydowanie ostudziłam jego entuzjazm wobec pomocy z daleka, a przynajmniej tej mojej. Nie odpowiedział mi kąśliwym słowem, nie skreślał swojego wsparcia, ale jednak miał inne zdanie, całkiem jak jego przodek chyba osiem pokoleń temu - Kaspian Dziesiąty. 

On też zawsze wiedział najlepiej i tylko zdecydowany bunt pozwalał przeforsować lepszą opcję. Choć czy w ogóle miałam po co się spierać? W kieszeni wciąż przecież pobrzdąkiwały mi te znamienite pierścienie, dając szansę, pozwalając wygrać słabości, która przejęła kontrolę nad Wiktorią jaką znałam. 

To w końcu właśnie przez to miejsce, przez dobre pięć lat ta właśnie dziewczyna się bała. Ciągle czegoś nowego, nieustannie inaczej, chorobliwie i przesadnie. Gubiła się, przewracała, ryczała ponad swoje siły, cierpiała i konała niejednokrotnie. Wstawała, bo uważała że ma to jakiś sens i wątpiła w to równie przesadnie. 

Naprawdę pragnęła się odciąć, zaprzeczała ponad swoje siły, a teraz mogła. Wystarczyła jedna decyzja, a uważała że mogła przejąć decyzyjność. Stanąć ponad tym lwem, który obecnie miał podporządkowywać sobie strudzonych poddanych i robić z nich niewolników. Z nią robił to przecież od lat, wedle swoich fantazji i potrzeb gdzie sam nie posiadał odwagi by podnieść wielkie łapsko i zainterweniować.

W końcu sam wyznaczył jej tyle trudów, pozwolił na to wszystko, rzucił światu na pożarcie. Ją i wszystkich jej dzielnych przyjaciół.

Należało powiedzieć, pass.

— Pora na spoczynek. Za parę godzin wyruszymy. — oświadczył wreszcie Tirian, chyba po samej mojej mimice widząc, że dyskusja okaże się zbyt zacięta, aby korzystne dla niego było jej rozpoczynanie. Może realnie obawiał się, że przegra na argumenty i z łatwością wykażę iż to wszystko stanowiło nieśmieszny żart, a Narnia powinna wreszcie poradzić sobie sama - i przede wszystkim, nie dawać sobą manipulować jak przez tyle setek lat. Może należało w końcu przeciwstawić się oprawcy, który trzymał ją w szyku przez jakieś trzy tysiące lat?

Stwórcy.

Nic nie odpowiedziałam, wymieniłam tylko definitywnie bardzo dobitne spojrzenia z wszystkimi z obecnych, z moimi towarzyszami, których zdania na ten temat nie potrafiłam rozpoznać. Miałam wrażenie, że wszystkie nasze głębokie i wielogodzinne dyskusje z tamtego świata, znaczyły obecnie niewiele. Kolejno tracili rozum i kierowali się jakimiś idealistycznymi przeświadczeniami, które sens miały może te pięć lat temu, gdy jeszcze nie zdawaliśmy sobie sprawy z jakim ryzykiem to wszystko się wiązało. Tak łatwo dawali się omotać, zaczarować, zamroczyć dawnymi tytułami i obietnicami, chwałą która w Londynie nie znaczyła przecież zupełnie nic... Nawet nie potrafiła uleczyć skołatanego serca.

Przypadek?Where stories live. Discover now