III. Zrujnowane przeszłości

6.4K 262 61
                                    

 — Pamięta ktoś z was aby w Narnii gdziekolwiek były jakieś ruiny? — Spytała Zuzanna, kiedy to przekroczyliśmy coś na wzór bramy i minęliśmy pozostałości jak mi się wydawało jakiejś bardzo starej studni, a raczej wykopaną po niej bardzo głęboką dziurę w ziemi, do której z pewnością wolałabym nie wpaść, czy to przypadkiem, czy z drobną pomocą Edmunda, albo innego wrednego stwora.

 — Po wojnie z olbrzymami jedyne znajdowały się na północy kraju... Ale to mi na północ kompletnie nie wygląda... Za dużo drzew liściastych, za mało iglaków... Nie ta temperatura  — Odpowiedział Piotr, podnosząc głowę ku górze, aby odnaleźć słońce i jakoś potwierdzić swoją teorię, na temat naszego obecnego położenia.

 —  Wybrzeże... Czyli wschód... Południowy najpewniej... Może Archenlandia? — Skomentował to stwierdzenie Edmund, jako pierwszy nieco odłączając się od grupki i rozpoczynając poszukiwania... Właściwie to czegokolwiek.

— Jakby za mało gór... To jedyne większe wzniesienie... Najwyższe... — stwierdziła zaraz Zuzia, wodząc wzrokiem po wszystkim wokół i analizując.

Po chwili szliśmy już obok siebie w dość sporym rozstawieniu, aby być w stanie przeczesać jak najwięcej terenu. No, a przynajmniej oni to robili, ponieważ mimo że przez całą naszą długą i niesamowicie męczącą wspinaczkę na to wzgórze, zostało wyjaśnione mi naprawdę dużo, nadal nie wiedziałam o tym dziwnym świecie praktycznie nic. W sporym stopniu podejrzewałam też, że po prostu jest to jakiś niezwykle wybujały sen, a przez obecność Edmunda - może nawet i dosyć niecodzienny koszmar.

Człapałam powoli za rodzeństwem, rozglądając się wokół i czując jak zwykła zazdrość, coraz to bardziej we mnie narastała. Z tego co zrozumiałam, oni żyli już dwa razy dłużej! Istnieli tak spory czas, w kompletnie innym świecie, całkowicie oderwanym od tego londyńskiego, przepełnionego wojną!

W tej chwili niczym zazdrosne dziecko myślałam, że mieli coś o czym w sumie ja przez cały czas po cichu marzyłam. Posiadali spokój, a do tego byli władcami tej krainy!... No, a przynajmniej wówczas tak mi się wydawało. Wszystko, podczas przeczesywania tej kupy kamieni, sprawiało pozory bycia tak prostym.

Marszcząc brwi i sprawiając tym samym, że coraz to bardziej przypominałam jakiegoś nadąsanego gnoma, szłam przed siebie, w dalszym ciągu wspinając się w górę klifu i przedzierając się między starymi murami, po których zostało naprawdę niewiele.

Kierowałam się zażarcie tuż za Łucją obserwując jej ruch. Dziwiłam się, że jakoś nigdy nie zwróciłam uwagi na zachowanie dziewczyny... W końcu była dziwnie dorosła i do tego dziecinna za razem. Inteligentna i mało-rozumiejąca jak to jeszcze dziecko... A może udawała mentalnie młodszą? Jej umysł cofnął się w rozwoju w Anglii? Ciężko było mi to teraz jakkolwiek zrozumieć i sobie przetłumaczyć, co musiała czuć i przeżywać gdy będąc tu dorosłą i szanowną królową, po powrocie do świata w którego skład wchodził Londyn, znów została uznana za dziecko.

W tym wszystkim do tego momentu, z jednej strony wciąż wydawało mi się, że zaraz się obudzę naprzeciw ceglanej ściany, a wszyscy pasażerowie pociągu, zgodnie okrzykną że oszalałam i właśnie dokonałam czegoś na wzór próby samobójczej... Przyznać jednak musiałam nawet przed samą sobą, że ten dziwny sen czy wymysł wyglądał aż zadziwiająco realnie.

Podążałam za do tej pory tak obcym mi rodzeństwem i udawałam, że wraz z nimi analizuje każdy element murów. Nie było jednak co się oszukiwać... Ja w tym miejscu widziałam coś zupełnie nowego, a oni grzebali w swej pamięci aby jakkolwiek naprowadzić nas na powód, dlaczego się tam znaleźliśmy... Uważali wszyscy zgodnie, że jakiś musiał być.

Przypadek?Where stories live. Discover now