102. Potrzebna krew

162 16 4
                                    

Pov Krzychu:

Huk, ból, spadanie. Leżę na ziemi. Okropnie boli mnie rękę, przedziera się do mojej głowy tylko krzyk Julki wołającej o pomoc. Obraz przed oczami z zakłóceniami a moje ciało ogarnia uczucie zimna.
- Kamil?- dociera do mnie męski głos i czuję na swojej szyi ciepłą dłoń.
- T... tato
- Jestem. Jestem przy tobie, synku.
- Z...zabierz stąd Julkę.
- O nic się nie martw. Tato?! Tato zabierz, dziewczynę do domu- rozkazuje mój ojciec dziadkowi. - Pozostali niech też wejdę do środka.
- Puls przyspieszony- słyszę inny męski głos.
- Ałła- syczę z bólu gdy moje ramię jest ruszane.
- Wiem, że boli ale muszę ją zobaczyć- informuje mnie. Słyszę silnik samochodu, prawdopodobnie coś podjechało.
- Kamil? Kamil co się stało?- znam ten głos, rozpoznam go wszędzie. To Janek, miał po mnie przyjechać. Mieliśmy razem jechać na lotnisko.
- Jasiek...
- Nic nie mów, oszczędzaj siły. Głęboka rana. Założymy tymczasowy opatrunek i jedziemy do szpitala.
- Nie. Nie chce do szpitala, nie mogę. Za chwilę musimy być na lotnisku.
- W takim stanie nigdzie nie polecisz. Pan doktor ma rację, pojedziesz do szpitala- nie mam siły aby się z nimi kłócić i tak nie mam szans. Kilka minut później jesteśmy w drodze do szpitala. Głosy z każdą minutę stają się coraz bardziej niezrozumiałe, odcina mnie.

Pov Janek:

Moja podróż na misje do Afryki musi zaczekać, teraz ważniejszy jest Kamil i jego zdrowie.
- Stracił przytomność- informuje.
- Za pięć minut będziemy w szpitalu.
- Mocno krwawi, traci dużo krwi.
- Jeszcze chwilę i będziemy na miejscu- mogliśmy wezwać pogotowie ale dotarcie do szpitala trwało by dwa razy dłużej. Gdy docieramy do szpitala Kamil odrazu trafia do sali zabiegowej.
- Muszę go osłuchać- informuje mnie lekarz badając mojego nieprzytomności brata. Chwilę później zdejmuje opatrunek tymczasowy i włącza dużą lampę.
- Niech Pan coś mówi.
- Rana głęboka, zrobimy prześwietlenie aby sprawdzić w jakim stanie jest ramię, czy nie jest nic uszkodzone. Będzie potrzebna krew...
- Mam taką samą grupę krwi jak Kamil, weźcie ode mnie.
- Dobrze wiesz że nie mogę pobrać od Ciebie jeśli planujesz podróż a tym bardziej lot samolotem.
- Planowałem, czas przeszły. Kamil jest moim bratem, bardziej mnie potrzebuje w tym momencie. Polecę za rok, albo dwa.
- Dasz mi to na piśmie?
- Jeśli jest taka potrzeba to tak.
- Okej. Pójdziesz z pielęgniarką na ekspresowe badania jeśli wszystko będzie w porządku oddasz Kamilowi krew.
- Dobrze- pielęgniarka zabiera mnie do małego pomieszczenia gdzie pobiera mi krew do badań, liczy się każda minuta. Po kilku minutach dostaje wynik z labolatorium, udaje się z nim do zabiegówki.
- Jak?
- Wynik w porządku- oznajmiam po czym podaje kartkę lekarzowi.
- Rozumiem że nie zmieniłeś zdania?
- Nie- odpowiadam. Chwilę później moja krew płynie już w żyłach mojego brata. - Co z ręką?- pytam.
- Brak uszkodzeń, wygląda na to że kula mocno go drasnęła.
- Ta kula mogła go zabić, mogła ich oboje zabić. Kto tym razem? Komu przeszkadza życie Kamila?
- To jest zagadka już dla policji, przeprowadzą śledztwo i wszystko się wyjaśni. Ooo kolega nam się budzi...
- Nie lubi mnie Pan.
- Bardzo Cię lubię. Jak się czujesz?
- Lepiej. Co z Julką?
- Nic jej się nie stało.
- Kamilku widziałeś kogoś, kto mógł Ci to zrobić?
- Nie, niczego nie widziałem. Poczułem tylko ból i usłyszałem krzyk. Co z moją ręką?
- Potrzebuje dużo odpoczynku i stałych posiłków.
- Bardzo śmieszne.
- Kamil, tak na poważnie. Musisz oszczędzać rękę do minimum, przepiszę Ci leki przeciwbólowe. Do dwóch tygodni rana powinna się zagoić.
- Mogę wrócić do domu?
- Wrócisz ale jeszcze nie teraz. Myślę że dwie, trzy godziny jeszcze tutaj spędzicie- informuje po czym wychodzi. Głowa Kamila powoli przekręca się w moją stronę. Spogląda na zegarek znajdujący się na jego nadgarstku.
- 17:20. Od dwudziestu minut powinieneś siedzieć w samolecie, co tutaj robisz? Dlaczego nie poleciałeś?
- Bo jesteś moim bratem i Cię nie zostawię w potrzebie. Chyba nie myślałeś że polecę na misje wiedząc że mój brat...
- Nic mi nie jest, ja i moja ręka czujemy się już lepiej a Ty przepaściłeś...
- Jeszcze polecę do Afryki. Zbieraj siły, musisz szybko dojść do siebie.
- Janek?
- Tak?
- Dziękuję.
- Daj spokój, nic takiego nie zrobiłem.
- Oddałeś mi swoją krew, uratowałeś mi życie. Będę twoim dłużnikiem do końca życia.

I. Zanim się pojawiłaś || Poczciwy KrzychuWhere stories live. Discover now