132. Bar, komisariat...

132 13 1
                                    

Pov Krzychu:

Po opuszczeniu szpitala poprosiłem brata, aby zostawił mnie w Krakowie, nie chciałem wracać do domu. Właśnie siedzę w barze.
- Co podać?
- Wódkę, dużo wódki.
- Ciężki dzień?
- Bardzo- odpowiadam wypijając zawartość jednego kieliszka. Jednego, dwóch, trzech, czterech... Nawet nie wiem kiedy byłem nieźle wstawiony. Wyciągam z kieszeni pieniądze kładę na barze i wychodzę. Odnajduje w kieszeniach mój telefon, wybieram numer i dzwonię:
~ Tato? Tato przyjedź po mnie, proszę.
~ Nie jestem twoim tatą, gdzie jesteś?
~ Nie wiem gdzie jestem, pod barem w Krakowie.
~ Stój tam gdzie stoisz, nie wasz się z tamtą ruszyć.
~ Przepraszam z kim rozmawiam? Halo?
- Szlag!! Rozłączyło się- cofam się z powrotem do baru i biorę jeszcze butelkę wódki na wynos, o dziwo barman daje mi bez większego problemu. Wychodzę z powrotem na zewnątrz i siadam na ławce przed budynkiem.
- Dzień dobry. Posterunkowy Dąbek, co to za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym.
- Nie spożywam tylko trzymam- wyduszam z siebie.
- Jest Pan pod wpływem alkoholu, środków odurzających?
- Tak.
- Pojedziemy na komisariat, zapraszam.
- Nigdzie nie jadę, możecie mnie pocałować w cztery litery- rzeknę po czym wstaje z ławki i ruszam przed siebie. Niestety zostaje powalony na ziemię i skuty.
- Ałaa- syczę gdy uderzam głową o chodnik.
- Co się dzieję? Panowie zostawcie go- dociera do mnie głos.
- Zostaje zatrzymany- odpowiada policjant po czym podnosi mnie z ziemi.
- Niech Pan zadzwoni do mojego taty- mówię po czym zostaje zabrany do radiowozu i przewieziony na komisariat.

Po dotarciu na komisariat zostaje zamknięty w celu jak jakiś niebezpieczny bandzior z innym chłopakiem, na oko ma max 22 lata. Siadam na ziemi przy ścianie, opierając głowę o kolana. Czuję nagle jak mój świat zaczyna wirowac, dotykam nosa a na mojej ręce zostaje czerwoną plama krwi.
- Co jest?- pytam sam siebie.
- Dobrze się czujesz? Krew leci z nosa i z głowy- nie odpowiadam.
- Lekarza!!!! Potrzebny lekarz!!!!
- Cisza tu...
- Niech Pan wezwie lekarza ten chłopak potrzebuje pomocy- docierają do mnie głosy ale nie mogę w żaden sposób zareagować.
- 00- zgłoś się.
- Zgłaszam się.
- Przyślijcie pilnie karetkę do tego chłopaka co przed chwilą przywieźli.
- Zrozumiałem.
- Nic mi nie jest, nie trzeba- w końcu udaje mi się coś powiedzieć.
- 00- wstrzymaj się z tym pogotowiem- policjant podchodzi, łapię mnie pod ramię i wyprowadza. Sadza mnie na korytarzu po czym udaje się do dyżurnego, po chwili wraca i zabiera mnie do jakiegoś pokoju.
- Czy mógłby Pan otworzyć okno?
- Już otwieram. Na pewno nie potrzebujesz lekarza?
- Nie, już mi lepiej- odpowiadam. Po chwili do pokoju wchodzi tata.
- Kamil? Co się stało? Jak Ty wyglądasz?
- Twoi koledzy mnie tak załatwili.
- Za co go zatrzymaliście?
- Spożywanie alkoholu w miejscu publicznym.
- Zostaw nas samych- policjant wychodzi i zostajemy sami.
- Tato, to nie tak. Piłem fakt ale w barze, kupiłem sobie butelkę ale jej już nie piłem.
- Co mi wczoraj obiecałeś?
- Że nie będę pił.
- Co zrobiłeś?
- Nie będę już więcej pił, obiecuję. Nie chciałem pić ale jak go zobaczyłem, takiego malutkiego podpiętego do tych wszystkich kabli...
- O czym Ty mówisz? Dużo wypiłeś?
- O moim synku. Tato, mam synka. Widziałem go, jest taki malutki. Chcesz go zobaczyć?
- Nie wygaduj bredni i nie pij więcej. Zbieraj się, jedziemy do domu.
- Nie wierzysz mi?!! Jeśli mi nie wierzysz to ja już nie mam po co żyć!!!...

I. Zanim się pojawiłaś || Poczciwy KrzychuWhere stories live. Discover now