115. Nowy etap

138 14 1
                                    

Pov Krzychu:

Kończę pakować swoje rzeczy gdy odzywa się mój telefon, na wyświetlaczu widnieje napis " Mama". Odbieram.
~ Tak?
~ Ojciec...- głos mamy jest złamany i zapłakany.
~ Co z nim?- dopytuje szukając wzrokiem kluczyków od samochodu.
~ Został postrzelony na służbie, właśnie jadę z dziewczynami do szpitala.
~ Spotkamy się na miejscu- informuje po czym kończę rozmowę, wybiegam z pokoju a następnie z domu ekipy. Wsiadam do samochodu i ruszam w stronę szpitala.
Po dwudziestu minutach docieram na miejsce, wysiadam z samochodu i udaje się do budynku. Od szpitalnego personelu dowiaduję się że ojciec jest operowany, siadam na jednym z krzeseł przed blokiem. Kilka minut później dołącza do mnie mama i siostry. Pozostało nam uzbroić się w cierpliwość i czekać.
Sekundy, minuty, godziny trwały jak wieczność. Z zamyślenia wyrywa mnie otwieranie się drzwi, unoszę głowę i widzę mężczyznę.
- Panie doktorze co z moim mężem?- pyta mama.
- Udało nam się usunąć kulę, na szczęście nie uszkodziła żadnych narządów. Mąż miał dużo szczęścia- informuje nas a ja oddycham z ulgą.
-Możemy go zobaczyć?
- Tak, zaprowadzę państwa- rzeknie po czym rusza przodem. Idziemy do końca korytarza a następnie skręcamy w prawo, zatrzymujemy się przy drugich drzwiach.
- To tutaj. Proszę wchodzić pojedynczo i nie męczyć pacjenta, musi dużo odpoczywać- dodaje i odchodzi. Spoglądam na siostry ktore odrazu zgadzają się ze mną aby mama weszła jako pierwsza.
- Mamo idź- odzywa się Inga, kobieta wysyła nam lekki uśmiech i wchodzi do sali. Gdy kobieta znika za drzwiami bez słowa odchodzę, strach o ojca minął ale żal nadal pozostał. Opuszczam szpital i ruszam w stronę domu ekipy, zabieram kartony ze swoimi rzeczami po czym jadę do domu. Gdy docieram na miejsce jest kilka minut po 22, w domu tylko w jednym oknie święci się światło. Opuszam samochód i ruszam do środka.
- Dobry wieczór, dziadku- witam się ze staruszkiem.
- Dobry wieczór.
- Nie śpisz jeszcze? Powinieneś odpocząć.
- Twój ojciec...
- Wiem, dzwoniła do mnie mama. Operacja już się zakończyła, wszystko się udało.
- Kamień z serca.
- Nie martw się dziadku, za kilka dni wróci do domu. Połóż się- wychodzę z pokoju dziadka po czym siadam w salonie, siedzę w nim do trzeciej w nocy a właściwie to w nim zasypiam.

Budzę się tuż przed siódmą, jestem zmęczony ale jednocześnie świadomy że muszę zająć się zwierzętami i domem. Podnoszę się z kanapy, przebieram się i ruszam do obowiązków. Kończę je po czterdziestu minutach po czym wracam do domu.
- Już na nogach? Myślałem że śpisz jeszcze, nie chciałem Cię obudzić.
- Nie śpię już dziadku.
- Zrób sobie śniadanie, a ja pójdę do koni.
- Ja byłem, wszystko zrobiłem. Nakarmiłem, napoiłem- dziadek wysyła szeroki uśmiech w moją stronę. Kilka minut później siedzimy już przy śniadaniu.
- O czym tak myślisz?
- Dziadku, myślisz że tata zgodził by się na psa albo dwa?
- Psa? Pewnie tak. Skoro zgodził się na gadającą papugę, akwarium z rybkami, chomika i świnkę morską. Na węża nigdy by się nie zgodził i ja też bym nie uległ ale w psie nie widzę problemu. Chcesz psa?
- Mhm.
- No to na co czekasz? Ojca nie ma, jak wróci to już będzie postawiony pod ścianą. Kamilku, pokłóciłeś się ze znajomymi?
- Nie. Wiesz dziadku, doszedłem do wniosku że pora zmienić swoje życie. Wczoraj odszedłem z ekipy. Pora wziąść odpowiedzialność za drugiego człowieka a i wam przyda się pomoc tutaj.
- Wrociłeś do nas?
- Wróciłem.
- Dobrze zrobiłeś.

Po skończonym śniadaniu ruszam w stronę Rzeszowa po cztery łapy, parę uszu i merdający ogon. Pora spełnić marzenie.


Podoba się rozdział ?

I. Zanim się pojawiłaś || Poczciwy KrzychuWhere stories live. Discover now