119. Otwórz drzwi...

143 14 2
                                    

Pov Julka:

Zabieram od Kamila kluczyki i ruszamy w stronę samochodu.
- Jesteś jak dziecko, trzeba za Tobą chodzić i prosić abyś ubrał kurtkę.
- Jula, jest dopiero październik.
- No właśnie, jest już jesień. Powinieneś się już od miesiąca ciepłej ubierać.
- To tylko lekkie przeziębienie, napije się gorącej herbaty i wszystko minie- odpowiada otwierając drzwi do samochodu. Widzę jak chłopak próbuje ukryć symptomy choroby, ale ból ciężko jest ukryć nawet pod sztucznym uśmiechem. Przechodzę na drugą stronę samochodu i dokładam dłoń do czoła narzeczonego.
- Jesteś rozpalony- informuje zamykając drzwi. - Chodź, wracamy do szpitala.
- Do szpitala, po co do szpitala?
- Chodź, chodź- rzeknę łapiąc go za dłoń. Wolnym krokiem idziemy do budynku, po przekroczeniu progu zauważam tatę przy recepcji.
- Tato, pomożesz mi- pytam.
- Oczywiście, że...- obraca się w moją stronę.
- Kamil ma gorączkę i źle się czuję- informuje pokazując za siebie, jak się okazuje Kamila już tam nie ma. - Kamil?- wołam rozglądając się w poszukiwaniu bruneta. Nagle słychać pisk samochodu i uderzenie, odrazu wybiegamy na zewnątrz. Nie pomyliliśmy się, na ulicy leżały chłopak.

Pov Krzychu:

Gdy dotarło do mnie po co wracamy do szpitala postanowiłem niezauważony opuścić budynek, udaje mi się to bez większego problemu. Niestety chwilę później wpadam na własne życzenie pod pędzący samochód. Druga próba nauki latania kończy się bolesnym i twardym upadkiem na jezdnię. Przed moimi oczami pojawia się czarna plama.
- Chłopaku żyjesz?
- Proszę się odsunąć.
- Wbiegł mi pod samochód.
- Kamil? Kamil?- dociera do mnie męski głos, po chwili czuję jak jestem obracany. - Żyje. Zabieramy go do szpitala- dodaje ten sam głos, głos który milknie z każdą chwilą aż zapada absolutna cisza.

Jakiś czas później:

Czuję rozrywający mnie od środka ból, czuję dotyk i ten szpitalny zapach lekarstw. Otwieram oczy i widzę trzy osoby stojące nade mną.
- Słyszy mnie Pan?- pyta kobieta w białym fartuchu. Czy ona mówi do mnie?
- Kamil, jak się czujesz? Co Cię boli?- znów pada pytanie tym razem od mężczyzny.
- Proszę mnie nie dotykać- rzeknę próbując się podnieść, niestety mężczyzna mnie powstrzymuje.
- Nie podnoś się, leż spokojnie.
- Kim Pan jest? Co się stało? Dlaczego w mojej głowie jest pustka, dlaczego nic nie pamiętam?- zaczynam panikować i wyrywać się. Udaje mi się uciec, wybiegam z sali. Wszędzie dookoła jest pełno ludzi, boję się. Zaczynam biec korytarzem i szukać bezpiecznego miejsca, wszystkie drzwi są zamknięte. Znów oni, znów Ci ludzie w fartuchach. Idą w moją stronę, wpadam do jakiegoś pomieszczenia i zamykam za sobą drzwi na klucz. Są tutaj, próbują dostać się do środka, siadam w kącie pomiędzy dużą białą szafą ze szklanymi drzwiczkami a ścianą.
- Kamil? Kamil, otwórz drzwi!!! Nie bój się- słyszę głosy. Przyciągam mocniej kolana do klatki piersiowej.
- Otwórz drzwi pomożemy Ci...- co ja mam zrobić? Co ze mną zrobią jeśli wejdą do środka? Dobijanie do drzwi jest coraz glośniejsze. Wstaje podnoszę taboret i rzucam nim w szafę. Szyba wylatuje. Podnoszę kawałek i przyjeżdżam nim po nadgarstki kilkakrotnie, pojawia się krew która zaczyna płynąć po mojej dłoni. Zabieram z szafy kilka buteleczki z lekarstwami, otwieram je a ich zawartość wysypuje na dłoń. Osuwam się po ścianie na ziemię...

I. Zanim się pojawiłaś || Poczciwy KrzychuWhere stories live. Discover now