138. To jest Twój syn

180 13 0
                                    

Pov Julia:

Cieszę się że mój koszmar dobiegł końca. Przez pół roku modliłam się aby ktoś wpadł na mój trop, aby ktoś uwolnił mnie od chorej matki ale gdy powiedziała że dla wszystkich umarłam w wypadku, moja nadzieja również umarła. Pół roku miała nade mną kontrolę, gdy jej się znudziłam oddała mnie tutaj...
W końcu zaświeciło dla mnie słońce, słońce prawdy. Właśnie jadę z tatą samochodem w milczeniu, oboje doskonale wiemy kto cały czas kłamał i kto musi ponieść karę za swoje czyny. Po kilkunastu minutach docieramy pod komendę. Pora wyznać całą prawdę. Na policji spędzamy prawie cztery godziny, gdy w końcu możemy ją opuścić natykamy się w drzwiach na tatę Kamila. Jego wzrok zatrzymuje się na mnie, nic nie mówi tylko patrzy. Czy powinnam coś powiedzieć?
- Czyli to prawda?- w końcu coś z siebie wydusza. Na co przytakuje głową. - Przykro mi- dodaje i odchodzi, my również udajemy się do samochodu i ruszamy w drogę powrotną do domu.
- Mieszkacie na wsi?
- Tak. Przeprowadziliśmy się chwilę po twojej rzekomej śmierci, nowy, nieduży dom. Cisza, spokój, natura, wszystko czego nie ma w mieście.
- I upierdliwi sąsiedzi.
- Nie, nie są upierdliwi. No oprócz jednego, ale tą upierdliwość to akurat lubię.
- Twoją największą upierdliwością był zawsze Kamil.
- Nadal jest. Tylko teraz jest moim szefem, rządzi mną. Rozumiesz?
- Kamil?
- Kamil, Kamil. Kupił szpital, więc teraz ma nade mną władzę.
- Co Ty mówisz?...- po chwili dojeżdżamy pod dom. Gdy wchodzimy do środka, po wielu miesiącach mogę zobaczyć moje siostrzyczki i w skrócie opowiedzieć co się u mnie działo. Jemy późną wspólną kolację a potem dostaje mój nowy pokój, z oknem na okno Kamila. Biorę długą kąpiel a następnie kładę się do łóżka.
Jestem w domu, jestem bezpieczna.

Następnego dnia:

Gdy sie budzę jest kilka minut po siódmej, wstaje, ubieram się oraz wiąże włosy w dwa warkocze. Następnie wychodzę z pokoju.
- Wstałaś już?
- Mhm. W nocy nie mogłam spać, całą noc u Kamila świeciło się w oknie, światło odbijało mi się w szybie.
- Kamil wie że tutaj jesteś. To dla niego również ciężki czas. O ile próbował normalnie funkcjonować, znów wszystko mi się wywróciło do góry nogami- rzeknie moja siostra.
- Gdzie tata?
- Pracuje. Przygotowałam śniadanie, chodź zjemy na zewnątrz- wychodzę z siostrą do ogrodu. - Kiedy idziesz?
- Gdzie?- dopytuje.
- Do Kamila...
- Cześć- słyszę za sobą ten głos, głos którego nie da się zapomnieć.
- Cześć- odpowiadam obracając się w stronę chłopaka trzymajacego na rękach dziecko.
- Yyyy... Wasz tata do mnie dzwonił abym zostawił Wam Baby- rzeknie po czym oddaje mi dziecko a tuż obok mnie kładzie torbę. Jestem w szoku, nie mogę nic z siebie wydusić. Patrzy na mnie dłuższą chwilę. - To jest Twój syn, Julka.
- Jak to? Przecież...
- To jest Twój syn- powtarza. - Ignacy. Odbiorę go za dwie, trzy godziny- informuje i odchodzi. Spoglądam na dziecko a w mojej głowie tylko te słowa. TO JEST TWÓJ SYN.
- Zabierz go!!!!! Zabierz go!!!!!- zaczynam krzyczeć w panice. Chłopak przybiega z powrotem i odbiera dziecko. Wstaje od stołu i biedne do domu po czym zamykam się w pokoju.
- Nie. To nie może być prawda, On kłamie. Przecież był wypadek, dziecka nie udało się uratować- krzyczę rzucając się na łóżko...

Witajcie w kolejnym rozdziale. Długo mnie nie było ale to wszystko przez wakacje. Wracam do Was.

Ps.Podoba się rozdział?

I. Zanim się pojawiłaś || Poczciwy KrzychuWhere stories live. Discover now