XXVI

16.6K 1.8K 1.2K
                                    

Początkowo Tom i Diana byli beznadziejni w udawaniu pary. Nie patrzyli nawet na siebie przy mijaniu się na korytarzu, w Wielkiej Sali czy pokoju wspólnym siadali daleko, prawie ze sobą nie rozmawiali i razem widziano ich tylko na patrolach - najprościej ujmując, było tak, jak wcześniej. Nie pracowali nawet razem na ostatnim zielarstwie, gdy każdy dostał wolny wybór swojej pary. Ona była wściekła i nie miała zamiaru mu pokazywać, że podobał się jej ten układ, bo tak nie było. On natomiast nie wychodził z żadną inicjatywą, bo był po prostu Tomem Riddle, zdecydowanie nie najbardziej uczuciowym facetem na świecie.

Mimo braku romantycznych zachowań wieść o tym związku rozprzestrzeniła się po szkole jak dziki ogień. Wielbicielki Riddle'a patrzyły na Dianę krzywo cokolwiek ta by nie robiła, natomiast Edward co chwilę zalewał ją pytaniem, dlaczego wybrała właśnie Toma - wbrew przewidywaniom bruneta, adorator wcale się od niej nie odczepił. Joan śmiała się z przyjaciółki niemal każdego dnia, że przecież "tak się wypierała", a i tak została jego dziewczyną.

Najgorsze w tej sytuacji było to, że Diana nie mogła im wszystkim zaprzeczyć, nie mogła powiedzieć, że do Riddle'a czuła tyle, co ściana do podłogi. Wszystko miało się jednak zmienić, gdy tydzień po powstaniu tego "związku" Slughorn przyszedł na lekcję zaklęć Ślizgonów z piątego roku.

- Profesorze, mógłbym na chwilę przeszkodzić? Pilna sprawa - powiedział nauczyciel eliksirów, wchodząc do klasy.

- Naturalnie, profesorze Slughorn - powiedział pan Conolly, zachęcając starszego od siebie mężczyznę do wejścia.

Slughorn zamknął drzwi i szybkim krokim przeszedł na przód klasy.

- Moi drodzy, za trzy dni w naszej szkole odbędzie się bankiet, na którym będziemy gościć ważne osoby z zagranicy - przekazał swoim uczniom, a Diana uderzyła się w czoło. Kompletnie o tym zapomniała.

Jasne. No tak. Jeszcze ten cholerny bankiet.

- Nie wszyscy z was jednak będą brali w nim udział - kontynuował Slughorn i wyciągnął z kieszeni kawałek pergaminu. - Przeczytam teraz, kto będzie... Tom i Diana oczywiście...

Na te słowa Diana usłyszała jęknięcie za plecami, które wydały z siebie Dove i Serena, jednak na nie nie zareagowała. Poczuła też na sobie wzrok Edwarda.

- Może nazwiskami, będzie szybciej... Panna Irving, panna Blorege, panna Rys, pan Avery... - tu Joan i Arian wymienili uśmiechy - pan Lestrange i pan Nott. To wszyscy... Dobierzecie się w pary, dacie mi znać...

- Profesorze, Diana i ja na pewno pójdziemy razem - odezwał się nagle Riddle, na co brunetka uderzyła głową o ławkę.

Jasne, Riddle, powiedz to głośniej, żeby te twoje wariatki mnie rozszarpały...

- Wspaniale, wspaniale... - mówił Slughorn, ale Diana przestała już go słuchać, bo odezwała się siedząca za nią Serena:

- Ugh, pewnie, że ona idzie z nim... Mnie zostaje pójście z Averym...

- Nie, nie pójdziesz z Averym - syknęła Joan, odwracając się do niej ze zmrużonymi oczami. - Ja z nim idę.

Diana uśmiechnęła się z satysfakcją, że jej przyjaciółka dogadała tamtej. Każdy chłopak w tamtym pomieszczeniu - no, może poza Tomem - chciałby iść tam z tak piękną dziewczyną, jaką była Joan, więc Nott i Lestrange też nie będą zadowoleni.

- Oczywiście na bankiecie obowiązuje szata wyjściowa i macie się zachowywać jak najlepiej - wyjaśnił Slughorn. - Zbieramy się o piątej wieczór przed Wielką Salą. To chyba wszystko, gdyby coś się zmieniło Tom lub Diana wam przekażą - wyjaśnił prędko i po tym wyszedł z klasy.

Po lekcji Diana była naprawdę zdenerwowana i postanowiła w końcu porozmawiać z Tomem, po raz pierwszy od powstania ich udawanego związku. Zobowiązał się przecież jej pomagać, a na razie jego działania tylko jej szkodziły.

- Stój, Riddle, musimy pogadać - zawołała, gdy ten odchodził jak zwykle sam od klasy. Podeszła do niego, a gdy tylko uczniowie z ich roku zniknęli z pola widzenia, przywarł ją do ściany.

- Odebrało ci rozum, Wharflock? - warknął. - Wrzeszczeć Riddle na pół korytarza, kiedy wszyscy mają myśleć, że...

- A, to jak mam cię nazywać? - przerwała mu Diana, zakładając ręce. - Może Tommy? Kwiatuszku?

- Wiesz, o co chodzi, nie zgrywaj się - burknął.

- Tak? To ciekawe, czy ty wiesz, o co chodzi, bo twoje wielbicelki nie dają mi żyć, Edward też się nie odwalił, a ty miałeś mi pomóc.

- Niby taka wspaniała z zaklęć, a paru pustaków głupszych od buta nie umie się pozbyć - zakpił z niej, a to dla Diany już było za dużo.

- Teraz naprawdę żałuję, że nie mogę cię zranić.

To akurat było prawdą. Dziewczyna miała pewność, że gdyby nie pakt, który nie pozwalał na fizyczne zadanie mu cierpienia, oboje już dawno skończyliby na pojedynku.

Tom zaśmiał się kpiąco.

- I tak byś mi nic nie zrobiła. Jesteś za słaba.

Diana pod wpływem emocji złapała go za krawat i przyciągnęła do swojej twarzy.

- Nigdy. Tak. Nie mów - powiedziała przez zęby.

Riddle już zabierał się do odrzucania jej ręki, gdy oboje usłyszeli oboj siebie odchrząknięcie.

- Panie Riddle, panno Wharflock, no naprawdę - powiedział profesor Conolly, który jako ostatni wyszedł z klasy, gdzie został poukładać papiery. - Takie rzeczy to nie na korytarzach.

Diana z prędkością światła puściła chłopaka i spuściła wzrok z zażenowania.

No świetnie. Wspaniale. Wyśmienicie.

- Nic się nie wydarzyło, profesorze - powiedział Tom spokojnie, poprawiając swój krawat, na co młody profesor tylko pokręcił głową i odszedł. Gdy nauczyciel tylko zniknął z pola widzenia, Riddle znowu przybrał wściekłą minę.

- Widzisz, co narobiłaś? Conolly teraz zacznie węszyć.

- Nie obchodzi mnie to. Masz pomóc mi pozbyć się i Edwarda, i tych twoich fanek.

- A ty masz się zastosować do tego co mówię. Żadnego Riddle i żadnych takich akcji, jak ta.

- Dobrze, panie - ostatnie słowo dziewczyna wypowiedziała jak najbardziej kpiąco się dało, po czym wyminęła go i ruszyła do Wielkiej Sali, gdzie już zaczął się lunch.

Brunetka opadła ciężko na siedzenie obok Joan i czuła się tak, jakby mogła zabić każdego po drodze.

- Co jest, Diana? - zapytała jej przyjaciółka, widząc minę tamtej.

- Nic do mnie nie mów - wysyczała Diana, wlepiając wzrok w ścianę przed sobą.

- Problemy w związku, Joan, lepiej się nie wtrącaj - powiedział Avery i oboje się zaśmiali.

Jakby Dianie było mało nerwów na ten moment, za chwilę w Wielkiej Sali pojawił się także Riddle, który, przechodząc obok niej i widząc jej złość, dodał jeszcze oliwy do ognia:

- Oj, nie złość się tak, Wharflock, złość piękności szkodzi - zakpił i poszedł dalej, by zająć swoje odosobnione miejsce przy stole.

Dziewczyna zacisnęła zęby i pomyślała, że nikt w życiu jeszcze nie potrafił jej tak zdenerwować, jak on. Naciskał na wszystkie jej najsłabsze punkty, tak, jakby była dla niego otwartą księgą do przeczytania, w której on bezproblemowo odszukiwał potrzebne mu informacje. Wkurzało ją to, przerażało, a jednocześnie fascynowało, bo chciałaby się tego od niego nauczyć. Oczywiście jej duma nie pozwalała jej na przyznanie mu się do tego.

Znowu dała mu się sprowokować. Karciła się za to, ale uspokoiła ją trochę myśl tego, że gdy już niedługo zabierze się za wymyślanie własnego zaklęcia i w końcu jej się to uda, to tamtemu całkiem mina zrzednie.

Najpierw trzeba będzie tylko przeżyć ten cholerny bankiet.

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now