LXXXVII

15.2K 1.5K 297
                                    

Tom nie żartował, kiedy mówił, że miał tydzień na sprawdzenie lojalności swoich popleczników. W następny piątek sprowadził Dianę do pokoju zebrań. Choć był w nim stół i liczne krzesła, do ich dwojga doszli tylko Avery, Lestrange i Dołohow. Diana zrozumiała, że to oni jak na razie zostali wybrani, choć Tom nie chciał jej zdradzić, w jaki sposób ich sprawdził.

- Gdzie są wszyscy inni? - zapytał skołowany Lestrange, zajmując swoje miejsce przy stole.

- Tylko wy macie tu dziś być - oznajmił Tom grobowym tonem. - Nie siadajcie. Podejdźcie tutaj.

Wszyscy trzej chłopcy wymienili zdezorientowane spojrzenia, ale posłusznie wypełnili jego polecenie.

Diana stała krok za Tomem i nie potrafiła przestać się uśmiechać. W kieszeni swojej szaty trzymała broszkę z paktem i co moment dotykała jej, by upewnić się, że tam była. Zauważyła, że gdy to robiła, od razu polepszał się jej nastrój. Nosiła ją więc ze sobą często przez cały tydzień, choć stale pilnując, żeby jej nie zgubić.

Dziewczyna czekała z ekscytacją na to, co Tom miał zrobić. Czuła, że to był początek czegoś wielkiego, czegoś niesamowitego, a przynajmniej w to chciała wierzyć.

Wcześniej Tom i ona upewnili się, że wymyślone przez nią zaklęcie nadal działało tak, jak powinno. Wszystko na szczęście się udało - dotknięcie jednego znaku automatycznie oddziaływało na wszystkie pozostałe, a dokładnie o to Riddle'owi chodziło.

- Nie wolno wam nikomu o tym powiedzieć - zaczął Riddle, kiedy chłopcy do niego podeszli. - Innym z naszego kręgu też nie, zrozumiano?

Wszyscy trzej pokiwali głowami. Avery spojrzał ukradkiem na Dianę, jakby wzrokiem próbując ją spytać, o co chodziło (ona wiedziała to dzięki legilimencji), ale dziewczyna tylko pokręciła głową, uśmiechając się z satysfakcją.

- Jak na razie tylko wy trzej wykazaliście się lojalnością... To się ceni - powiedział Tom niby w ramach pochwały, a jednak takim tonem, który potrafił przyprawić o dreszcze.

Trzej Ślizgoni spojrzeli po sobie, nadal nie wiedząc, co to wszystko miało oznaczać. Riddle spojrzał na Dianę wymownie, a ta odsunęła swój szeroki rękaw szaty i po raz pierwszy pokazała światu znak na jej lewym przedramieniu.

- Zapamiętajcie dobrze ten znak, bo od teraz jest naszym. Naszym i wszystkich tych, którzy wiedzą, gdzie jest miejsce szlam - oznajmił Tom władczym tonem.

- Wiedziałem, że mi się nie przywidziało, że tu coś masz - powiedział Avery, patrząc na rękę Diany z otwartą buzią.

Tom obdarzył ją karcącym spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Zwrócił się ponownie do chłopców:

- Dostaniecie go. Ale w szkole macie go ukrywać za wszelką cenę. Jeśli za dużo osób się dowie, nauczyciele zaczną węszyć. Słyszeliście już ostatni elaborat Dumbledore'a na ten temat.

Diana schowała rękę, a chłopcy skinęli głowami, bo doskonale pamiętali to, o czym wspomniał Tom. Z jakiegoś powodu Dumbledore spędził ostatnią lekcję transmutacji nie na nauczaniu, a ciągłym przypomianiu o tym, jak ważne jest równe traktowanie wszystkich, i jak każdy z uczniów znalazł się w Hogwarcie nie bez powodu. Diana mogła przysiąc, że wzrok profesora zbyt często uciekał w stronę Toma, ale nic o nim nie wspomniał. Mimo wszystko sprawiło to, że Riddle stał się ostrożniejszy.

- Myślisz, że czegoś się domyśla? - zapytał Lestrange.

- Lepiej, żeby nie - powiedział Tom tak, jakby to wszystko było winą Lestrange'a. - Jak będziecie trzymać język za zębami, to nic się nie stanie. Ty zwłaszcza, Avery. - Wypowiadając ostatnie słowa, Riddle spojrzał na blondyna wymownie. Arian przełknął ślinę.

- Ja?

- Nie obchodzi mnie ta twoja Irving - syknął Riddle. - Ona też nie może wiedzieć, niczego.

- Ale... - zaczął Arian, po czym błyskawicznie zrezygnował z tego, co chciał powiedzieć pod wpływem wzroku Toma. - Tak. Niczego się nie dowie - dodał już poważniej.

Diana wiedziała, z czego to wynikało. Avery już od jakiegoś czasu próbował przekonać Joan do swoich poglądów, być może nawet do dołączenia do Riddle'a, ale to nie miało sensu. Dziewczyna była nieugięta i nie chciała nawet o tym słyszeć - to był najczęstszy powód ich ostatnich kłótni.

- Nadstawcie lewe ramię - nakazał Riddle.

Lestrange i Dołohow bez zawahania podwinęli swoje rękawy. Avery z lekkim przerażeniem spojrzał na nich kątem oka, jakby się wahając.

- Na co czekasz, Avery? - burknął Tom.

- Co? - wydusił Avery jakby wyrwany z transu. - Nie, już - dodał i w końcu również odsunął lewy rękaw.

Riddle wyjął swoją różdżką i podszedł najpierw właśnie do Avery'ego. Według Diany było to mądre - nawet bez legilimencji widziała, że Arian miał poważne wątpliwości, a w ten sposób zmniejszała się szansa na to, że się wycofa.

Tom przyłożył swoją białą, w pewnym sensie przypominającą kość różdżkę do przedramienia Avery'ego. Arian syknął nagle - zapewne poczuł to znane już Dianie lekkie parzenie, które po chwili stawało się nieco przyjemniejsze. Po chwili blondyn miał już na sobie czarny znak: czaszkę, z której ust wychodził wąż, taki sam, jaki pierwotnie otrzymała Diana.

Dziewczyna ucieszyła się, że dwa węże były zarezerwowane tylko dla niej. Po kilku minutach swoje identyczne znaki mieli też już Lestrange i Dołohow. Wszystko odbywało się w ciszy i wręcz uroczystej atmosferze - Diana sama nawet nie wiedziała, czemu to wszystko tak ją ekscytowało i sprawiało, że serce biło jej szybciej.

- Słuchajcie się mnie, a historia może was zapamięta jako obrońców jedynego słusznego porządku - powiedział Riddle, skończywszy oznaczać pierwszych, którzy niegdyś mieli siać terror w świecie czarodziejów i być znani jako Śmierciożercy. - Ty też, Avery.

Arian uniósł wzrok znad znaku. Jako jedyny patrzył na niego nie z dumą, a z lekkim przerażeniem. Kiedy Tom go wywołał, od razu spoważniał.

- Zrozumiałem.

Wszyscy trzej pochylili swoje głowy jakby w geście podziękowsnia.

- No, teraz to możemy się nawet zaprzyjaźnić, Lestrange - rzuciła Diana ze śmiechem, podchodząc bliżej Toma. Lestrange spojrzał na nią ze strachem, co zdało się też delikatnie rozbawić Toma. On jednak natychmiast spoważniał.

- Dotknięcie znaku sprawia, że inne na niego zareagują - powiedział, a następnie gwałtownie złapał Dianę za nadgarstek, by znowu zaprezentować jej znak i dotknąć go. Ten stał się natychmiast ciemniejszy i zaczął ją delikatnie parzyć, a to samo zaraz stało się z pozostałymi trzema.

- Jeśli je dotkniecie, będę o tym wiedział - powiedział Tom, puszczając rękę Diany. - To może ułatwić... Komunikację.

Po chwili Tom pozwolił im już iść, napominając ich ostatni raz, że nikt nie może o tym wiedzieć. Został w pokoju sam z Dianą, która wciąż się uśmiechała.

- Czyli dwa węże tylko dla mnie, hm? - zapytała tylko po to, by go zdenerwować, kładąc mu ręce na ramionach. O dziwo chłopak nie zdenerwował się, a powiedział tylko:

- Mówiłem, że nie dałem ci ich bez powodu.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz