LXXXIX

14.4K 1.6K 789
                                    

Walentynki zaczęły się dosyć standardowo: zarówno Tom, jak i Joan zostali zasypani kartkami, czekoladkami i innymi prezentami. Oboje mieli zamiar pozbyć się ich w kominku pokoju wspólnego Slytherinu, ale zanim chłopak to zrobił, Diana postanowiła się trochę zabawić. Siedząc z nim nieopodal szklarni w mroźne popołudnie (profesor zielarstwa z jakiegoś powodu się spóźniał), odrzucane przez Toma listy otwierała i czytała na głos tylko po to, by go zdenerwować, a jednocześnie pośmiać się z jego wielbicielek.

- Nie no, ten jest chyba najlepszy - powiedziała ze śmiechem, wskazując na różową kopertę, z której po otworzeniu wystrzeliła mała, czerwona fajerwerka z serduszkiem. - Twoje oczy są przeszywające, twoje włosy jak fale falujące, jesteś ideałem z pięknym głosu tonem, wspaniałym Riddlem Tomem.

Po przeczytaniu tego Diana parsknęła takim śmiechem, jakiego Tom jeszcze u niej nie słyszał. Spojrzał na nią z irytacją, choć lżejszą niż zazwyczaj. Przez pakt, a zatem po części wbrew jego woli, jej dobry humor też mu się udzielał.

- Dobrze się bawisz? - burknął.

Diana przez moment odpowiedziała mu tylko chwilowym łapaniem powietrza, ponieważ nie potrafiła przestać się śmiać. Wreszcie uspokoiła się nieco i położyła dłoń na jego ramieniu.

- Tom, nie pamiętam, kiedy się ostatnio tak świetnie bawiłam - odparła beztrosko, po czym kichnęła kilkukrotnie, irytując Toma.

- Przestałabyś wreszcie? Kichasz od dobrych kilku dni - burknął.

- Tak, dziękuję, że życzysz mi zdrowia - odparła sarkastycznie, zakrywając nos, który musiała prędko wysmarkać. Wyjęła różdżkę i dyskretnie oczyściła go zaklęciem, jakiego nauczyła ją jeszcze matka.

- Po prostu nie rób tego przy mnie - powiedział już nieco mniej zirytowany, ale wciąż z groźną miną.

- No tak, na pewno przestanę kichać tylko przy tobie - powiedziała 
wściekła Diana i ponownie kichnęła, po części specjalnie. - Cholera, nakichałabym chętnie na tę całą Hallewell - dodała, odkładając listy Toma na puste miejsce po swojej drugiej stronie.

- Nadal jej nie znalazłaś? - zapytał Tom.

- Nie, nie widziałam jej nigdzie, a ty miałeś mi pomóc - odgryzła się Diana, pociągając nosem i przytulając ręce do siebie. - Zimno, cholera, gdzie jest ten Beery...

- Mnie nie jest zimno - stwierdził Tom beznamiętnie, choć wyglądało, jakby się świetnie bawił.

- Gratuluję - syknęła Diana. - Chłopak z ciebie na medal. Marzyłam o takim - dodała, kolejny raz wyjmując różdżkę. Wyczarowała nią mały, lewitujący płomyk i zaczęła się nim ogrzewać.

Tom chciał coś odpowiedzieć, ale wtedy poczuł okropny ból w klatce piersiowej; momentalnie zaczęło mu się robić gorąco i słabo, tak jak wtedy, gdy Diana miała zamiar zrobić coś niezgodnego z paktem. Wtedy wiedział, że musiał jej pomóc... I był wściekły sam na siebie, że jej to obiecał.

- Jak mam ci pomóc? - zapytał, choć te słowa z trudem przeszły mu przez gardło.

- Teraz to już sobie sama poradziłam - wymamrotała Diana, nie odrywając wzroku od płomyka tańczącego pomiędzy jej dłońmi.

Tom westchnął. Ból trochę ustał, bo pakt jakby wyczuwał, że chłopak chciał jej już pomóc. Widział, że nadal marzła, w ogóle od tych paru dni podejrzewał, że mogła być chora. Zauważał wszelkie zmiany w niej, bo często ją obserwował, po cichu, po swojemu, bez zezwolenia na to, by czegoś się domyśliła. Tylko po prostu nie potrafił, najzwyczajniej w świecie nie potrafił pokazywać, że coś dla niego to znaczyło, że to nie było bezpodstawne, że jednak Diana nie była mu tak obojętna, jak to przedstawiał.

Chłopak wyjął więc różdżkę z zamiarem zrobienia czegoś, by pomóc jej się ogrzać, gdy dokładnie wtedy przy szklarniach pojawił się prefekt naczelny.

- Jesteście szóstą klasą? - zapytał wysoki chłopak z herbem Puchonów na szacie.

- Taa - odparł mu chór głosów uczniów z różnych domów.

- Możecie już wracać do siebie, profesora Beery'ego dziś nie będzie - wyjaśnił, co spotkało się z ogromnym entuzjazmem ze strony szóstoklasistów, dla których była to ostatnia lekcja.

- No nareszcie. - Diana wyraźnie odetchnęła z ulgą. Prędko wstała i ruszyła w stronę zamku, nie rezygnując ze swojego magicznego płomyka.

Tom wkurzył się. Chciał uspokoić pakt, a szansa uciekła mu sprzed nosa. Nie mógł więc zrobić nic lepszego, jak po prostu ruszyć za Dianą.

Pokój wspólny był dosyć pusty. Mimo że większość Ślizgonów skończyła już lekcje, ze względu na walentyki wiele osób zaszyło się w różnych miejscach zamku czy błoni ze swoimi drugimi połówkami, tak jak choćby Arian i Joan.

Jako że Tom i Diana zdecydowanie zwyczajną parą nie byli, dziewczyna po prostu usadowiła się bezpośrednio na podłodze przed kominkiem w lochach, trzęsąc się z zimna. Kiedy chłopak ją dogonił, w ramach "pomagania" dorzucił do ognia swoje listy.

Tom stał tam zaledwie moment i zauważył, że było tam naprawdę gorąco - mimo tego Diana wciąż zdawała się dygotać.

- Naprawdę jest ci tak zimno? - zapytał po części z niedowierzania, a po części z czegoś innego.

- A jak myślisz? - burknęła w odpowiedzi, pociągając nosem. Choć ból zniknął zupełnie, dla Toma była to kolejna szansa na tę pomoc, o którą się rozchodziło. Różdżką przywołał gruby, zielony koc z kąta pokoju i też za jej pomocą okrył nim Dianę - byle tylko jej nie dotknąć.

- Co ty...? - zapytała całkowicie zdumiona Diana, kiedy przyjemny koc ją otulił, a zrobił to Tom. Patrzyła na niego jak na kogoś z innego świata, w duchu będąc mu za to wdzięczną.

Chłopak odszedł od niej bez słowa prosto do swojego dormitorium. Nie widzieli się po tym przez kilka godzin, bo Diana nie pojawiła się na kolacji. Zaintrygowany tym Tom poszedł jej poszukać i znalazł późnym wieczorem. Leżała na kanapie przed kominkiem, pod tym kocem, który jej dał, wraz ze swoim czarnym kotem i miała przymknięte oczy.

- Czemu tu leżysz? - zapytał bez namysłu, podchodząc do niej.

Diana uniosła delikatnie głowę, a Tom z bliska widział, że wyglądała naprawdę źle. Oczy miała zaszklone, poliki czerwone, a włosy w nieładzie.

- Mam chyba gorączkę... - wymamrotała z zatkanym nosem, a jej kot uciekł od niej na widok Toma. Riddle doskonale widział, że na pewno miała gorączkę.

- Idź do skrzydła - powiedział od razu, nie wiedząc zupełnie, co nim kierowało. Nie podobał mu się jej stan i po prostu nie miał innego pomysłu na to, jak go poprawić.

- Już jest za późno... - wyjęczała Diana, której przed oczami wszystko pływało. - Zresztą chcę spać...

- Musisz zbić gorączkę - stwierdził tak, jakby go ktoś do tego popychał.

Diana nie odpowiedziała, tylko podniosła się do pozycji siedzącej i ukryła twarz w dłoniach - przed jej oczami wszystko nadal pływało. Tom zdawał się niecierpliwić, ale od niej nie odchodził. Nie mógł jej wyleczyć krwią, więc musiał być jakiś inny sposób, na który prędko wpadł.

- Chodź stąd - powiedział stanowczo.

- Tom, ja naprawdę nie mam siły... Wszystko mi pływa... - wyjęczała Diana, trzymając się za swoje gorące czoło.

- Idziemy - powiedział Tom tonem nieznoszącym sprzeciwu i złapał ją tak, by zmusić ją do wstania z kocem wciąż na niej. Jego dotyk minimalnie dodał jej sił, ale nie poprawił wszystkiego innego.

- Tom, miej litość... - powiedziała Diana, zupełnie nie zważając na to, co on sobie o tym pomyśli. Ona sama jasno wtedy zupełnie nie myślała.

- Chcę ci pomóc - odparł, choć w jego ustach brzmiało to bardziej jak groźba niż cokolwiek innego. Diana nie miała ani grama siły się z nim kłócić. Podtrzymując ją już nie sobą, a magią, Tom wyprowadził dziewczynę z pokoju wspólnego prosto na aż siódme piętro.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz