XXXIX

15.9K 1.8K 318
                                    

Następnego dnia, gdy Dian i Joan weszły wspólnie na śniadanie do Wielkiej Sali, brunetka prędko zauważyła, że Toma tam nie było. Oznaczało to, że matrona musiała go zapewne siłą zmusić do pozostania w skrzydle, ale także to, że chłopak był naprawdę chory. 

Zaczęła się znowu zastanawiać, dlaczego w ogóle się tym przejmowała. Doskonale wiedziała, że on nigdy nie zaprzątnąłby sobie nią myśli, nawet gdyby straciła rękę czy coś w tym stylu. Nawet jej oparzenie, które powoli się goiło, musiał potraktować jako pretekst do dania jej kolejnego "zadania". Ona niestety nadal nie potrafiła go wykonać, choć mnóstwo czasu poświęcała na studiowanie dziennika matki i eksperymentowanie z zaklęciami. Jakby tego wszystkiego było mało, były jeszcze te cholerne, nieznanego pochodzenia róże...

Diana była wściekła na siebie i jednocześnie mocno zamyślona, przez co na śniadaniu po prostu gapiła się w swoją owsiankę tak, jakby chciała ją zabić. Nietypowe zachowanie brunetki od razu zauważyła Joan, która znała ją lepiej od wszystkich - choć Tom powoli zdawał się konkurować z nią o tę pozycję. Szatynka tak naprawdę nigdy nie poznała tej ciemniejszej strony Diany... I nie miała pojęcia, co ta w skryciu planowała.

- O czym myślisz? - zapytała Joan, nakładając na swój talerz omleta. - O Tomie? - dopytała, uznając to za najbardziej prawdopodobną odpowiedź.

- Mój świat nie kręci się wokół niego, Joan - odgryzła się Diana, nie odrywając wzroku od jedzenia. Była bardziej wściekła na siebie niż na przyjaciółkę, która miała rację - i to brunetkę przerażało. Bała się, że zamienia się w kogoś takiego, jak Serena czy Dove, bo one naprawdę myślały tylko o Tomie.

Joan też zdawała się denerwować i odłożyła swoje sztućce nieco głośniej, niż zaplanowała.

- Dobra, Diana, zauważyłam, że masz mnie chyba ostatnio za idiotkę - powiedziała wyraźnie zirytowana. - Czemu nie możesz po ludzku powiedzieć, że o nim, tylko jak zwykle traktujesz to jako atak na ciebie? Znam cię dobrze, nie musisz udawać, okej? Poza tym, podobno jesteś jego dziewczyną, więc chyba to normalne, że się martwisz.

Diana westchnęła tylko głęboko, bo przecież Joan o niczym nie miała pojęcia.

To właśnie nienormalne...

- Idę do skrzydła - stwierdziła brunetka i ruszyła do wyjścia z Wielkiej Sali, nie dotknąwszy nawet swojego śniadania.

Jak powiedziała, tak zrobiła. Nie była pewna, po co tam szła, ale wiedziała, że gdyby została jeszcze przy Joan, na pewno wyżyłaby się na niej i pokłóciła z nią, a Diana nie potrzebowała kolejnej wojny. Nieświadomie poprawiła swój zielony krawat Slytherinu i zaczęła prędko zmierzać w stronę skrzydła szpitalnego.

Kiedy stanęła przed drzwiami pomieszczenia, miała wielkie wątpliwości co do tego, czy tam wejść. Czuła się, jakby stała na skraju przepaści i decydowała się, czy skoczyć. Myślała o tym, że nawet jeśli tam wejdzie, zapyta Riddle'a jak się czuje - jak zrobiłby każdy normalny człowiek - to on jej tego nie powie i odeśle ją z jakąś durną groźbą. Z drugiej strony jakoś chciała tam iść...

- Merlinie, co ja robię? - zapytała cicho samą siebie, przejeżdżając dłonią przez swoje gęste włosy. Zanim jednak zdążyła wrócić do swoich rozważań, drzwi od skrzydła otworzyły się i wyszła z niego matrona.

- O, panna Wharflock - powiedziała, uśmiechając się na jej widok. - Chce pani wejść?

Diana automatycznie nieco się przesunęła, by nikt ze środka skrzydła nie mógł jej zobaczyć.

- Dzień dobry, ja... Ja chciałam tylko zapytać jak się czuje Tom? - spytała Diana szybko, wiedząc, że musiała utrzymać pozory ich "związku", a także żeby nie wyjść na wariatkę stojącą po prostu pod skrzydłem.

- Lepiej po moich lekach, ale jeszcze ze dwa dni musi poleżeć, mocno go wzięło - wyjaśniła kobieta. - Chciałabyś wejść? - zapytała, wskazując na pomieszczenie, ale brunetka od razu pokręciła głową.

- Nie, ja... Muszę już iść. Ale dziękuję pani za informacje - odparła i odeszła stamtąd, po czym skierowała się do najbliższej łazienki. Tam wzięła kilka głębokich wdechów, ochlapała twarz wodą i stwierdzając, że już się ogarnęła, wróciła na śniadanie. Gdy się tam znalazła, Joan była zajęta rozmową z Arianem, a Diana... W swojej torbie nalazła tym razem pusty, duży kawałek pergaminu w swojej torbie przywiązany do kolejnej róży. Dziewczyna powoli zaczynała tracić cierpliwość.

Jeszcze tego samego dnia w czasie lekcji zaklęć Diana miała doznać oświecenia właśnie w tej sprawie.

- Tematem dzisiejszej lekcji będzie zaklęcie Aperacjum - powiedział profesor Conolly, pisząc nazwę na tablicy za pomocą swojej różdżki. - Czy ktoś z was wie, jakie to zaklęcie?

Diana, po raz pierwszy wiedząc, że nie miała w klasie żadnej konkurencji, wręcz leniwym ruchem chciała podnieść swoją rękę, gdy nagle usłyszała słowa nauczyciela, które prawie zwaliły ją z krzesła:

- Panna Blorege, proszę.

Zszokowana Diana (i równie zszokowana Joan) odwróciły głowy do tyłu, gdzie siedziały Dove i Serena. Dove nadal miała swoją rękę w górze i spojrzała na brunetkę tak, jakby wygrała z nią wojnę i ta była na jej łasce. Po tym wstała i, ku jeszcze większemu zdziwieniu Diany, zaczęła mówić:

- Aperacjum to zaklęcie ujawniające atrament sympatyczny i wiadomości ukryte innymi magicznymi sposobami. Jest w stanie rozproszyć praktycznie wszystkie podstawowe zaklęcia ukrywające.

- Doskonała odpowiedź - powiedział wyraźnie zadowolony profesor Conolly. - Dziesięć punktów dla Slytherinu - dodał, a Dove zajęła swoje miejsce z powrotem z dumnym uśmiechem na twarzy i założonymi rękoma.

Diana spojrzała na Joan z rozdziawionymi ustami i miała ochotę uderzyć się w głowę.

- Uszczypnij mnie, Joan, bo to się chyba nie dzieje - powiedziała do przyjaciółki, nie wierząc w to, co się przed chwilą stało.

- Mogłabym ci powiedzieć to samo - odparła jej szatynka.

- Wyciągnijcie swoje różdżki. Ja rozdam wam kartki z ukrytym tekstem i będziecie próbowali go odkryć - nakazał profesor Conolly, a Diana schyliła się do swojej torby po różdżkę i zobaczyła zostawioną tam wcześniej różę... A wtedy ją oświeciło.

Na karnecie i na pergaminie musiała znajdować się ukryta wiadomość, której ona jak dotąd nie ujawniła. Diana skarciła się w myślach za to, że wcześniej na to nie wpadła, po czym postanowiła załatwić to w samotności, by nikt poza nią owego tekstu nie widział. 

Po lekcji do dziewczyny, która chciała jak najszybciej iść do łazienki i zająć się ukrytą wiadomością nagle podszedł Avery, co nieco ją zirytowało, chcący o coś spytać.

- Streszczaj się, Avery, bo mam coś do załatwienia - powiedziała bruentka, zakładając ręce.

- Jak się trzyma Riddle? Bo chyba nigdy przedtem nie widziałem, żeby był chory.

- Och, martwisz się o niego? To urocze - zapytała, na co Avery krótko się zaśmiał.

- Pewnie - powiedział z sarkazmem. - Po prostu chłopcy zaczynają spekulować, że tak naprawdę nie jest chory, a ja wiedziałem, że ty będziesz miała najlepsze informacje.

Gdy to powiedział,  Diana nagle wpadła na genialny pomysł. Postanowiła zebrać popleczników Riddle'a i pokazać im, że ona nie znajdowała się ani cal niżej od niego, że są jej podlegli tak samo, jak jemu - denerwowało ją to, że pomimo tego, co Tom im przekazał, nadal słyszała czasem, że jest tylko marną marionetką w jego rękach.

To, według niej, miało być spotkanie idealne.

Zebranie sojuszników Toma...

...Bez Toma.

Diana podeszła bliżej do blondyna i wyszeptała konspiracyjnie:

- Wiesz... Zbierz mi ludzi Toma na dziś po kolacji. Tam gdzie zawsze. To może się czegoś dowiesz.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz